Ledwo
słońce wyłoniło się zza horyzontu i zabarwiło niebo na ognistą
pomarańcz, a Logan Hood był już na nogach. W dużej, ciemnej
bluzie z kieszenią na brzuchu trzymał śrubokręt, a w dłoni niósł
sporą skrzynkę. Nie był przyzwyczajony do takich lasów, jak w
okolicach Beacon Hills – rzadkich, ze słabym runem i niemal zerową
warstwą krzewów, ale nie narzekał, bo raz w życiu głupie liście
nie zasłonią najważniejszego celu w jego życiu.
Zatrzymał
się obok sporej sosny i postawił skrzynkę koło stopy. Wydobył z
niej nieduże czarne coś i zaczął przykręcać do drzewa.
Zadowolony pokiwał głową i ruszył w stronę kolejnego drzewa.
Kamery mrugały czerwonymi oczami, rejestrując wszystko wokół.
Logan doskonale wiedział, co robi. Najpierw namierzy nimfę, potem
na nią zapoluje. I udowodni wszystkim, że miał rację.
Z
całej siły uderzył pięścią w stuletni dąb spokojnie rosnący
obok. Nikt mu nie wierzył, że nimfy jeszcze tu występują... A
teraz będzie miał dowód.
***
Stiles
w nie najlepszym humorze kończył śniadanie. Iris przyglądała mu
się z drugiego końca stołu, lekko zaniepokojona. Odkąd wrócił
wczoraj od Zoey był jakiś nie swój. Sama Iris, co prawda, nie
znała dziewczyny, ale to zdaje się jest ta... Ta, która wywołała
tyle zamieszania.
Iris
powoli podeszła do Stilesa i usiadła obok.
– Mogę
cię odwieźć – zaproponowała cicho. – Źle wyglądasz... Może
chcesz zostać w domu?
Stiles
obrzucił ją krótkim spojrzeniem i westchnął.
– Nie
mogę. Ale możesz jechać ze mną – dodał, po chwili wahania.
Iris
ucieszyła się mimo wszystko. To był mały kroczek w ich
kuzynowskiej relacji. Poczekała, aż Stiles skończy i ruszyła z
nim do jego jeepa.
– Wiesz...
– zaczęła. – Jeśli mogę ci jakoś pomóc...
Stiles
popatrzył na nią swoimi ciemnobrązowymi oczami i uśmiechnął się
lekko.
– Właściwie
to możesz. Weź udział w rytuale. Ty i Derek.
Dziewczyna
zasiadła za kierownicą i popatrzyła na niego krzywo.
– W
rytuale? To brzmi trochę... przerażająco.
Stiles
machnął ręką.
– Grecka
bogini księżyca złoży w ofierze przyjaciela Zoey, choć to miałem
być ja, ale ona woli jego – wzruszył ramionami.
Iris
zamarła z dłonią w połowie drogi do stacyjki.
– Że
co?
Stiles
pokiwał głową gwałtownie.
– Właśnie!
Też się zdziwiłem, że nie chce mnie złożyć w ofierze, tylko
własnego przyjaciela. Przydałbym się na coś, ale Zoey uważa
inaczej.
– Miałam
na myśli fakt, iż w ogóle chciałeś umrzeć – wtrąciła się
Iris, a jej dłoń w końcu dotarła do stacyjki. W jednej chwili
dotarło do niej, że by chronić Stilesa, musi wkraść się do jego
otoczenia. Czyli nieważne, jak źle to brzmi, musi wziąć udział w
rytuale.
– Oh...
– Stiles zmieszał się. – No wiesz, jako człowiek jestem raczej
mało przydatny.
– Nie
mów tak – poprosiła jego kuzynka, gdy wyjeżdżali spod domu.
– Już
się nie boisz wychodzić z domu? – Stiles zmienił temat.
Iris
wzruszyła ramionami.
– Wychodzę
i jeszcze nic mi się nie stało, poza tym spotykanie z ludźmi
sprawia, że jeszcze nikogo nie zabiłam, więc czemu nie?
– Byłe
alfy to jednak w niewielkim stopniu ludzie – mruknął Stiles.
Iris
parsknęła nerwowym śmiechem.
– Widzę,
że twój dawny humor powoli wraca.
– Tak
– westchnął i zerknął za okno. – Ale z drugiej strony dawno
nie widziałem Malii.
Iris
jedynie pokiwała głową. Gdyby ta rozmowa miała miejsce wczoraj,
powiedziałaby, żeby rzucił Malię, a spróbował pogadać z Zoey,
bo oboje zachowują się, jakby ich życia nie mogły istnieć
osobno. Ale teraz... To przez nią Stilinski jest w
niebezpieczeństwie. Choć z drugiej strony jego radość powraca...
Dziwna
sprawa.
– Jesteśmy
– oznajmiła, parkując przed budynkiem szkoły.
Wtem
jej wzrok padł na wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka o ciemnych
włosach, który z zaciętą miną rozmawiał z dwójką rozbawionych
nastolatków. Iris skuliła się na swoim miejscu, a jej ciałem
wstrząsnęły dreszcze. Oczy nienaturalnie rozszerzyły się, a na
twarzy zaczęły pojawiać się żyłki typowe dla jej rasy.
Stiles
gapił się na nią z lekko otwartymi ustami.
– Co
jest...?
– Widzisz
go? – syknęła, wskazując drżącym palcem na chłopaka, który w
tym momencie podszedł do innej uczennicy.
Stiles
pokiwał głową. Iris przeniosła na niego przerażony wzrok.
– To
jest Logan Hood. Łowca. Polował na mnie niemal połowę mojego
nadnaturalnego życia, czyli jakieś dwa lata z kawałkiem. Wygląda
jak dzieciak, ale jest cholernie niebezpieczny, wyrachowany i
podstępny. Myślałam, że mnie nie znajdzie, jednak myliłam się.
Nie jest zagrożeniem dla was, bo uparł się, by zabić mnie.
Prawdopodobnie już wie, kto jest kim w waszym mieście. Błagam. Za
nic w świecie mnie nie wydajcie.
Stiles
zwrócił wzrok na chłopaka, a potem znów na swoją kuzynkę.
– Ochronimy
cię. Musimy sobie pomagać.
Posłał
jej pokrzepiający uśmiech i, jak gdyby nigdy nic, wysiadł z auta i
ruszył w stronę szkoły. Iris wzięła głęboki oddech, usiłowała
opanować nerwy i nie wyjechać spod szkoły z piskiem opon, co na
pewno zwróciłoby uwagę Hooda.
***
Gavin
jęknął. Nienawidził dużych skupisk ludzkich odkąd się
przemienił. Miał wrażenie, że wszyscy widzą w nim potwora, tylko
dlatego, że na jednym polowaniu ugryzł go wilkołak. Na szczęście
Chase go nie odtrącił. Co więcej, postanowił, że od dziś będą
polować tylko we dwóch, co bardzo ucieszyło młodego wilkołaka.
Ale na tym plusy się kończyły.
Chase
ubzdurał sobie, że zapoluje na tę dziewczynę, która uciekła mu
w Wielkiej Brytanii. Ponoć była bardzo cenna dla Łowców, ale nikt
mu nie wierzył. I wtedy przemiana Gavina jakby spadła mu z nieba.
Dzięki wilczego węchowi z łatwością znalazłby ją. I w ten
sposób trafili do Beacon Hills.
Przyjaciel
Gavina czuł się bardzo swobodnie wśród nastolatek, które
otaczały go ze wszystkich stron, gdy tylko przekroczył próg, a sam
Gavin niekoniecznie. Czuł się osaczony i skrępowany. Kroczył parę
metrów za Chase'm i wianuszkiem dziewczyn wzdychających nad jego
urodą. I do Gavina parę się uśmiechnęło, ale to jedynie go
przeraziło. Odkąd sam był istotą, na którą polował całe życie
nigdzie nie czuł się bezpieczny.
– Co
tam? – Chloe podeszła do Atty'ego, który grzebał w swojej
szafce. – Słyszałam waszą wczorajszą pseudorozmowę...
Atticus
zaszczycił ją spojrzeniem. Jego oczy wydały jej się inne. Nawet
nie tyle smutne, co jakby innego koloru.
– Ona
myśli, że jest potworem – westchnął.
– Czyli
jak zwykle – skwitowała Chloe, opierając się o szafki. –
Przecież to Zoey. Ona nigdy nie akceptowała tego, kim jest.
– Ale
wiesz, ona taka jest tylko rok. Ty od zawsze, ja wiem, kim powinienem
być... U niej nigdy nic nie było jasne.
Chloe
pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Atty...
Chłopak
zamknął szafkę i spojrzał na nią. Lekki uśmiech majaczył na
jego ustach.
– Ty
zginiesz, prawda? – jej duże bursztynowe oczy wyrażały tak
wielką ilość przeróżnych uczuć, że ciężko mu było wyłapać
pojedyncze.
– Tak.
Złość.
Żal. Smutek. Wyrzut. Strach. Miłość.
Coś
w nim drgnęło. Stała tu przed nim, jak co dzień,
niewypowiedzianie śliczna i niezwykła, a on zrozumiał to w chwili,
gdy postanowił umrzeć.
– Chloe...
– otworzył usta, ale w tym momencie pojawiła się Zoey.
– On
tu jest! – wrzasnęła, wpadając na Chloe. Miała rozbiegany wzrok
i przyspieszone tętno.
Blondynka
niechętnie odwróciła wzrok od Atticusa. Kochała swoją
przyjaciółkę, ale w tamtym momencie była na nią wściekła.
Dopóki nie dostrzegła przerażenia na jej twarzy.
– Kto?
– spytał Atty.
– Chase
Bloom – odparła, po czym skrzywiła się.
– On
jest uroczy – mruknęła blondynka. – I jego kolega, Gavin,
również. Nie wyglądają na groźnych.
Atticus
spojrzał na nią krzywo, a Zoey nadal była przerażona.
– On
tylko tak wygląda. Polował na mnie, gdy byłam w Wielkiej Brytanii.
To łowca. Okrutny i zły.
– Skąd
wiesz?
Wzrok
Zoey zaczął pożerać podłogę.
– Spotykałam
się z nim...
– O,
proszę! Nasza mała, uciekająca przed sobą i uczuciem do Stilesa
Zoey spotykała się z brytyjskim łowcą. Nie mogę – Atty
parsknął śmiechem.
Chloe
spiorunowała go spojrzeniem.
– Oceniaj
mnie, jeśli chcesz, ale on nie jest aż taki inteligentny, jak mu
się wydaje, więc jest zagrożeniem głównie dla mnie. Pochodzi z
rodziny aroganckich brytyjskich łowców. Gdy się dowiedział, kim
jestem, ruszył za mną w pościg. W międzyczasie jego przyjaciel
został ugryziony i cholernie łatwo im mnie namierzyć.
– Dlaczego
ta ofiara jest nam aż tak potrzebna... – jęknęła pod nosem
Chloe. Zoey spojrzała na nią przepraszająco.
– Okej,
moje panie. Poświęcę się. Dla was wszystko – objął je
Atticus, ale cała trójka wiedziała, że to nie powinno toczyć się
takim torem. Po prostu nie powinno.
***
Stiles
zdyszany dopadł Scotta i Kirę. Malii, jak zwykle nie było w
okolicy. Niepokoiło go jej zachowanie, ale nie było najważniejsze.
– Iris
rozpoznała nowego łowcę – wydyszał, gdy przyjaciele zaszczycili
go spojrzeniem. – Kręcił się pod szkołą.
Kira
pokiwała głową.
– Widziałam.
Wysoki, ciemnowłosy. Pytał o nią. Powiedziałam, że nie znam.
– Niebezpieczny?
– Scottowi zależało na szczegółach.
– Iris
twierdzi, że uparł się na nią, więc chyba nie, ale
prawdopodobnie prześwietlił już wszystkich niczym rentgen. Oprócz
tego zorientowałem się wczoraj, że Pula Śmierci już nie działa.
Musieliśmy coś zepsuć kiedyś – wzruszył ramionami.
– Choć
tyle dobrego – uśmiechnął się Scott.
– No,
nie wiem. Malia wciąż jest u Petera, a to nie wróży niczego
dobrego...
Miny
jego przyjaciół zrzedły.
– A
jak wasze ćwiczenia? – spytał Stiles.
Kira
oblała się rumieńcem.
– Tym
razem przepaliła przewody elektryczne w moim domu. Ej, skoro Pula
Śmierci już nie obowiązuje, to można by te pieniądze
wykorzystać...
Stiles
wzruszył ramionami.
– To
kasa Dereka, nie zapominajmy o tym. Choć ci ludzie z Eichen ciągle
do nas piszą. Tata już nic nie ogarnia, bo jest jeszcze Parrish...
I te wilkołaki...
– Ah,
właśnie! Rozmawiałem z Atticusem. Kazał mi skontaktować się z
Luną. Rytuał wykonujemy dziś, nie ma na co czekać.
Stiles
wytrzeszczył oczy.
– Nie
jest ci głupio, że to on ma zginąć?
Scott
popatrzył na niego smutnymi oczami.
– Wolę
byś to nie był ty. Czasem tak trzeba.
– Nie
wydaje wam się, że ta Luna przyniesie więcej zła, niż dobra?
– Ja
po prostu chcę, by moi przyjaciele żyli – oznajmił Scott twardo.
– Nawet jeśli ktoś przy tym zginie. Powinieneś go zrozumieć,
sam chciałeś, byśmy cię zabili...
– Ale
to ja bylem zagrożeniem! – warknął Stiles.
***
Minęła
połowa lekcji, a Zoey stała obok szafki Chloe i gapiła się pustym
wzrokiem przed siebie.
– To
wszystko jest nie tak – jęknęła.
Chloe
zatrzasnęła szafkę i przytaknęła.
– To
prawda. To powinno być prostsze. Przecież praktycznie rzecz biorąc
jesteś najpotężniejszą istotą na ziemi – zerknęła na nią.
Miała jeszcze nadzieję na to, że uratuje Atty'ego. Że poleci i
pokona wilkołaki Nyx. Czasem była wyjątkowo naiwna.
– Chloe...
Przepraszam. Ja... To coś czym ja... – pokręciła głową i
spuściła wzrok.
Nagle
w ich polu widzenia pojawił się wysoki chłopak o kasztanowych
włosach i jasnych oczach. Uśmiechnął się szeroko. Nie
przypominał tego łowcy, przed którym przestrzegał wszystkich
Stiles, więc dziewczyny nie spięły się. Jedynie popatrzyły na
niego znudzonym wzrokiem.
– Witajcie,
jestem Michael i jestem nowy. Zechciałybyście mi pokazać salę
biologiczną?
Chloe
poczuła dziwne wibracje. Jakby coś od niego biło. Coś niedobrego.
Skrzywiła się i fuknęła. Pachniał również jakoś dziwnie.
Trochę jak Keira albo Scott... Nie umiała tego ocenić.
Zoey
nawet na niego nie spojrzała.
– Pierwsze
drzwi na lewo tamtym korytarzem – mruknęła Chloe, mierząc
uważnie Michaela wzrokiem.
Ten
podziękował, wciąż z powalającym uśmiechem, po czym odszedł.
Gdyby Chloe nie śledziła go uważnie wzrokiem, nie zorientowałaby
się, że w połowie drogi dołączyła do niego dziewczyna.
Malia
Hale.
***
Liam
nie mógł się skupić przez cały dzień i nawet dźganie ołówkiem
Chloe mu nie pomogło. Zarobił jedynkę, ale to wszystko wina tej
dziewczyny... Dziewczyny z jeziora, którą spotkali z Isaaciem.
Okazało się, że w dniu pełni uratowała go syrena. Najprawdziwsza
rudowłosa syrena o imieniu Ariel. Zabawne, nieprawdaż?
Dla
Isaaca nie było w tym nic cudownego, ale dla Liama, który dopiero
co wkroczył w świat nadnaturalnych spotkanie z syreną było
niezwykłe. Miała długi ogon pokryty łuskami i bawiła ją ta cała
sytuacja.
Mason
uznał, że Liam się zakochał i za wszelką cenę chciał wydobyć
od niego informację w kim. Ale Liam Dunbar się nie zakochał. Był
zafascynowany istotą Ariel i chciał ją jedynie lepiej poznać.
***
Lydia
bawiła się długopisem całą matematykę. Próbowała się skupić,
bo logarytmy były dla niej cholernie nudne. Poza tym po głowie
wciąż chodziła jej zagwozdka związana z Parrishem i
Bestiariuszem. Przejechała długopisem po dolnej wardze, podczas gdy
Stiles rozwiązywał równanie.
Trzeba
pomyśleć. Kto będzie miał informacje na temat istot
nadprzyrodzonych?
Stiles
skończył. Nauczycielka wezwała Malię.
Dziennik
Argentów zniknął, więc potrzeba kogoś innego.
Malia
wciąż rozwiązuje zadanie.
Lydia
wodzi długopisem po policzku i wzdycha.
Może
innych Łowców?
Malia
ściera źle zrobione zadanie.
Z
tego, co wie Lydia, w Beacon Hills pojawiło się dwóch nowych
łowców. Do Logana Hooda lepiej się nie zbliżać, według kuzynki
Stilesa, więc został Chase.
Malia
w końcu odchodzi od tablicy.
Lydia
zerka na następne zadanie. Logarytm przy podstawie siedem z
osiemdziesięciu dwóch. To jest rozwiązanie. Nauczycielka bierze
Atticusa do tablicy.
Poderwać
Chase'a, by zdobyć Bestiariusz? Niegłupie. Wtedy mogłaby pomóc
Parrishowi.
Atticus
udaje niezdarnego i upuszcza kredę. Klasa parska śmiechem, a Lydia
zapisuje rozwiązanie w zeszycie i znów oddaje się rozmyślaniom.
Według
Zoey ten łowca jest tak tępy, że nawet, gdyby Scott zmienił się
przed nim w wilkołaka, nie zorientowałby się. Warto spróbować,
banshee nie są ważne.
Lydia
uśmiecha się pod nosem, a Atticus odchodzi od tablicy. Logarytm
przy podstawie siedem z osiemdziesięciu dwóch.
***
Zoey
przełknęła ślinę. Robiło się już ciemno, niedługo wykonają
rytuał, ale ona po prostu musiała tu przyjść. W drżącej dłoni
trzymała bluzę Stilesa. Chciała ją oddać, zanim wszyscy zobaczą,
czym jest. Nie była pewna, jak będzie wyglądać wzrost mocy i bała
się, że przemieni się przy wszystkich. Przy Stilesie.
Choć
ręce jej drżą, puka do drzwi.
Otwiera
je Iris. Zoey cofa się o krok i wpatruje się w kuzynkę Stilesa.
Wyciąga dłoń z bluzą w stronę Iris.
– Przyszłam
oddać.
Iris
bierze ubranie i obserwuje podejrzliwie dziewczynę.
– A
ty to...?
– Zoey
Dust – odpowiada. Nie chciała spotkać nikogo z rodziny Stilesa.
Nikogo, komu byłaby winna przeprosiny za śmierć chłopaka, gdyby
nie Atty... Kto wymyślił jej takie życie?
W
brązowych oczach Iris (tak bardzo podobnych do Stilesowych)
rozkwitła złość, wręcz nienawiść. Zoey cofnęła się jeszcze
o krok, niemal spadając ze schodów.
– Nigdy
więcej się tu nie pojawiaj – syczy w jej kierunku Iris. Jej oczy
są całkowicie czarne.
Zoey
odwraca się i puszcza biegiem. Ona wie. Wie, co chciał zrobić
Stiles. Wie, że większość problemów mają przez nią. Po co tu
wracała? Miała go chronić, a tymczasem...
Chloe
twierdzi, że to nie jej wina. To Nemeton i jego moc ściąga tu tyle
nadprzyrodzonych. A fakt, iż tu są oznacza tyle, że mogą go
chronić, skoro Zoey się tak uparła.
Dlaczego
jej życie jest takie popaprane?
Czasem
byłoby prościej, gdybyś powiedziała im, kim jesteś –
to ulubione zdanie Chloe, Keiry, Atticusa i praktycznie każdej
osoby, która o niej wiedziała. Ale ona nie mogła.
***
Logan
zdążył nieco uprzątnąć swoje nowe lokum i przy mdłym świetle
świecy pisał zawzięcie w swoim dzienniku.
Dzień
drugi od przybycia do Beacon Hills. Kamery założone na powierzchni
około jednej czwartej całego Parku Beacon Hills. Potem zajmę się
resztą. Rozpuściłem również plotkę, że Iris Smith jest moją
siostrą, która uciekła z domu. Jak dotąd nikt nie przyznał, że
ją kojarzy, ale biorę pod uwagę również możliwość ukrywania
jej przez sprzymierzeńców.
Dokonałem
również szybkiej analizy istot uczęszczających do Beacon Hills
High School. Namierzyłem kilka wilkołaków, kotołaka, kojotołaka,
banshee, kitsune. Kilka osób wykazuje również moce nadnaturalne,
ale nie umiem ich rozgryźć. Zajmę się nimi później. Wartym
notatki jest fakt, iż znajduje się tu Prawdziwy Alfa – rzadkie
zjawisko.
***
Las
wyglądał niezwykle mrocznie o tej porze. Księżyc oświetlał go
smutnym srebrnym blaskiem, jakby płakał nad losem Atticusa. Zoey
nie była w stanie podnieść wzroku, gdy szła na samym końcu
pochodu złożonego z ich dziwnej kompanii. Na samym przodzie
kroczyła zadowolona z siebie Luna, rozpraszając mrok lasu swoim
blaskiem. Za nią szedł Atticus. Niby rozluźniony, jednak kurczowo
ściskał dłoń Chloe, idącej tuż obok. Na twarzy dziewczyny nie
było widać żadnych emocji, co jedynie bardziej go przerażało.
Następnie w luźnej gromadce kroczyli Scott, Kira, Isaac, Liam,
Derek, Iris i Malia. Wszyscy zerkali co chwilę na Iris, jakby nigdy
w życiu jej nie widzieli. Derek objął ją opiekuńczo ramieniem,
ale ta odepchnęła go i podniosła głowę. Nie będzie się już
chować.
Tuż
przed Zoey szedł Stiles z rękami wciśniętymi w kieszenie. Chciał
porozmawiać z czarnowłosą, ale nie wiedział kiedy. Rozumiał, jak
ciężka była to dla niej sytuacja. Zastanawiało go, dlaczego
wolała, by to Atty zginął, a nie on. Nie mógł tego rozgryźć,
bo odpowiedź, która nasuwała mu się non stop była zbyt
absurdalna.
Ona
przecież nie mogła go kochać. Nie
mogła, prawda?
– Jesteśmy
– Luna klasnęła w dłonie, zatrzymując się przed Nemetonem.
Wszyscy zmierzyli wzrokiem ścięte drzewo. Niektórzy wściekli,
niektórzy smutni, inni obojętni.
– Ofiara,
do mnie – dodała.
– Grzeczniej
– syknęła Chloe, mierząc wzrokiem Lunę. Ta przewróciła
oczami.
Atticus
podchodzi wolno do Nemetonu, mierząc go wzrokiem. Oczy ma szeroko
otwarte, wszyscy słyszą przyspieszone bicie jego serca. Przełyka
ślinę i siada na pieńku. Luna szybko zjawia się obok niego.
– Kładź
się – nakazuje.
Chłopak
patrzy jeszcze po twarzach przyjaciół i kładzie się na Nemetonie.
Czuje delikatny prąd bijący od drzewa. Luna powoli okrąża go,
układając ramiona i nogi tak, by tworzyły gwiazdę.
– Ustawcie
się w kręgu wokoło niego – mówi do zebranych.
Najtrudniej
ruszyć z miejsca Zoey. Chloe patrzy na nią i głaszcze po ramieniu
w geście wsparcia. Jednak nic nie jest w stanie odsunąć ogromnych,
wypalających dziurę w duszy Dust wyrzutów sumienia. To jej wina,
że jej przyjaciel zaraz umrze. To dzięki jego krwi ich moce
wzrosną. Jest skłonna poświęcić przyjaciela, bo się zakochała
w śmiertelniku. Śmiertelniku, który uwielbia pakować się w
nadnaturalne konflikty. W śmiertelniku, który jest wątły i
patykowaty, a sarkazm to jego jedyna ochrona. Choć nie była pewna
czy warto. Ostatnio był inny, ale miała nadzieję, że dzięki
rytuałowi powróci dawny Stiles. Ale za jaką cenę.
W
końcu wszyscy stoją tak, jak trzeba. Luna podnosi coś błyszczącego
i zaczęła śpiewać. Jej głos wżyna się w delikatne uszy
zebranych. Brzmi tak, jakby miała kilka głosów. Uczestnikom ciężko
jest nie marszczyć czół z bólu. Atticus leży spokojnie, nawet
się śmieje. Nie słyszy tego.
Wtem
Luna zbliża ostrze i nacina nadgarstek chłopaka. Ten wciąż się
śmieje. Zoey wymienia spojrzenia z Chloe. Obie są przerażone.
Reszta uczestników jest bardziej zaaferowana śpiewem Luny.
Jej
głos wzbiera na sile, gdy zbliża się do drugiej ręki chłopaka. Z
jednej po drzewie spływa czerwona krew. Wiatr się wzmaga i targa
włosami Zoey. Serce podchodzi jej do gardła, gdy musi patrzeć na
to wszystko.
Luna
dochodzi już do nóg Atticusa, a on leży bezwładnie. Ma zamknięte
oczy. Nie oddycha, a jego krew plami pieniek i trawę wkoło
Nemetonu.
Zoey
czuje, jakby ktoś wyrwał jej serce, podeptał i wrzucił w ogień.
Chce się ruszyć, ale nie może. Wszyscy inni kołyszą się, niczym
w transie, a ona tylko patrzy na przyjaciela. Martwego przyjaciela.
Luna
kończy rytuał. Ciało Atticusa jest blade i nieruchome. Wiatr,
który znikąd pojawił się w lesie targa już niemal ciałami
zebranych. Zoey nie czuje niczego nowego. Nadal jest cholernie
nieszczęśliwa.
– I
co?! – krzyczy do Luny. Ta patrzy jedynie błyszczącymi oczami na
martwego Atticusa.
Wtem
jego krew zaczyna świecić. Blask, który znikąd pojawił się w
środku ciemnego lasu, przyćmił nawet samą Lunę. Wszyscy padli na
ziemię, trzymając się na powieki.
Zoey
zamrugała i jej wzrok wyostrzył się. Nie rozglądała się na
jęczących przyjaciół, jedynie wpatrywała się w martwego
Atticusa. Luna gdzieś zniknęła.
Z
zakrwawionej ziemi zaczęły wyrastać drobne roślinki. Pędy wiły
się w górę, coraz szybciej. W takim samym tempie Zoey czuła, jak
staje się silniejsza. Blask krwi malał, a rośliny pięły się w
górę. Gdy dotarły do bladego i zimnego ciała Atticusa, poczęły
oplatać go, jakby był częścią drzewa. W chwilę pokryły połowę
jego ciała, a w lesie zrobiło się ciemno.
Oczy
Zoey nie świecą w ciemności, jak wilkołaków. Jej oczy widzą
podczerwień. Nie mogła im wierzyć, gdy ciało Atty'ego zamiast
przerażającego błękitu, zaczęło stawać się czerwone.
______________________
Okej,
w końcu finisz!
Nie
do końca pamiętam, co tu napisałam, więc jeśli macie jakieś
wątpliwości – powiedzcie. Tak dużo się tu dzieje, że sama już
nie ogarniam haha.
Twój blog został dodany do Katalogu Euforia. Pozdrawiam, Repesco.
OdpowiedzUsuń