niedziela, 29 marca 2015

12. Chloroform

Od tej pory narracja będzie w czasie teraźniejszym. Moim zdaniem brzmi to lepiej i jest przyjemniejsze w odbiorze.
      Zoey nie wierzy własnym oczom. Plama, która do niedawna była zimnym, martwym (de facto niebieskim) Atticusem, powoli staje się żółtawa, pomarańczowa. Dziewczyna słyszy jak jej przyjaciele oddychają ciężko i wie, że są zdezorientowani. Wtem od strony Nemetonu rozchodzi się tak silny blask, że nawet Zoey jest zmuszona zmarszczyć się i zacisnąć powieki. Nie mija chwila, a silny podmuch powietrza odrzuca zebranych we wszystkie strony świata.
      Iris, gdy tylko czuje, że może się ruszyć, zdezorientowana, przerażona i oślepiona puszcza się biegiem w las. Derek, którego odrzut zbyt mocno zbliżył do powalonego drzewa, rozejrzał się, potarł dłonią bolący kark i popędził za dziewczyną.
      Reszta zgromadzonych pojękuje i krzywi się wśród paproci. Gdy Zoey znów jest w stanie spojrzeć na miejsce, w którym wykrwawił się Atticus, nie dowierza własnym zmysłom. Chłopak siedzi na pieńku i szczerzy się do niej. Nogi ma skrzyżowane, a na rękach żadnych śladów po rytuale. Jego, jak zwykle, roztrzepane włosy porusza lekko wiatr.
      Chloe rzuca się na niego ze zduszonym okrzykiem:"Atty!", a Zoey jedynie uśmiecha się szeroko i patrzy po reszcie. Większość podniosła się już z zimnej ziemi. Część ogląda siebie, natomiast znacznie większa grupka zerka zdezorientowana na Atticusa.
      Do Zoey podchodzi Stiles, co dziewczyna przyjmuje z lekkim rumieńcem i ucieczką wzrokiem.
      – Oszukałaś mnie – oświadcza, jak tylko staje dostatecznie blisko.
      Dust zerka na niego z zaskoczeniem.
      – Słucham? – pyta, zamrugawszy kilkakrotnie.
      Stiles śmieje się.
      – Mówiłaś, że zginę i co? – wskazuje otwartą dłonią na Atticusa, który ze szczerą radością rozmawia ze Scottem, obejmując Chloe w pasie. Zoey czuje się zakłopotana.
      – Zginąłbyś – odpowiada.
      Stiles marszczy czoło, opuszczając dłoń. Przestępuje z nogi na nogę, zerkając przy tym pytająco na dziewczynę.
      – Atticus pochodzi ze specyficznej rodziny... Podobnie jak Derek – tłumaczy Zoey, wpatrując się w swoje buty. Jakby tu powiedzieć prawdę, nie mówiąc jej?
      – Masz na myśli familię pełną sadystycznych i psychopatycznych wilkołaków, pragnących władzy? – komentuje Stiles. Zoey parska śmiechem.
      – Nie. Chodzi mi o rodzinę, w której każdy kimś jest. Konkretnym kimś. Ale u niego trzeba było bodźca, jak widać.
      Stiles powoli kiwa głową.
      – A dlaczego nie chcesz powiedzieć, kim jest?
      Dziewczyna wzdycha. Właśnie orientuje się, że Malia patrzy w ich stronę z bliżej nieokreślonym, ale z pewnością nieprzyjaznym grymasem.
      – To jego sprawa. Nie jestem upoważniona mówić o tym światu...
      – A ty? – pyta, nieco wchodząc jej w słowo.
      Zoey przenosi spojrzenie niemal srebrnych tęczówek na jego brązowe i czuje, jak krew napływa jej do policzków.
      – Co ja?
      Wydaje jej się, że chłopak się zbliża. Ale nie robiłby tego w obecności Malii, prawda?
      – Kim ty jesteś?
      Te trzy słowa wzbudzają w niej niemały wstręt. Ale wstręt do samej siebie.
      – Niczym wspaniałym – odpowiada, po czym odchodzi, nie mając ochoty na więcej osobistych pytań. Stiles wpatruje się w jej plecy i zastanawia, co powiedział nie tak.
      Malia marszczy czoło i kręci głową z dezaprobatą. Sprawdziwszy, czy nikt jej nie obserwuje, ucieka w mroczny las.
      Na polance wokół Nemetonu pozostało już niewiele osób. Scott i Kira nie mogą przestać wpatrywać się w ręce Atticusa, Liam dołącza do nich nieśmiało, a Isaac, jak zwykle, patrzy na wszystko ze znudzonym dystansem. Zoey wciska dłonie w tylne kieszenie ciemnych jeansów i nachyla się do Chloe, która zdążyła już obezwładnić się z uścisku, dopiero co uśmierconego, Atty'ego.
      – Jak to się właściwie stało?
      Chloe wydyma dolną wargę, jednocześnie wzruszając ramionami.
      – To wina tego czegoś, co sprawia, że ja jestem kotołakiem, a ty... No, chyba magia. Tak sądzę – odpowiada w końcu.
      Zoey odwraca się jeszcze raz w stronę pozostawionego samemu sobie Stilesa. Chłopak patrzy w ich kierunku z uśmiechem, na co kąciki ust dziewczyny automatycznie się unoszą.
      – Wybacz mi, Atty, ale cieszę się, że to jednak ty byłeś ofiarą – rzuca w kierunku przyjaciela, szczerząc zęby.
      Atticus zachichotał, bo faktycznie dobrze się stało i pierwszy raz widział ją aż tak szczęśliwą.
      – A czujecie się jakoś lepiej? – pyta, patrząc po twarzach tych, którzy nie uciekli. Scott marszczy brwi, zorientowawszy się, że Malia ich zostawiła.
      – Nie wiem – odzywa się Kira i zerka na swoje dłonie. – Może byśmy sprawdzili? – proponuje i odsuwa się parę metrów od przyjaciół. Rozkłada ręce i skupia się. To trwa może ułamek sekundy. Ogromny, jasny piorun wyskakuje z kończyn dziewczyny i uderza w krzaki, rozświetlając przy tym spory kawał lasu. Przyjaciele odskakują, zaskoczeni. Sama Kira jest w lekkim szoku, uśmiecha się niemrawo.
      – U nas pewnie niewiele się zmieniło – mówi Scott, patrząc po twarzach innych wilkołaków. – A co z wami? – pyta, patrząc na Chloe.
      Blondynka wzrusza ramionami, a jej dłoń delikatnie splata się z dłonią Atty'ego.
      – Siła, szybkość, czyli wszystko to, czego brak wam, psiaczki – odpowiada, szczerząc malutkie kły.
      – A ty? – Scott przenosi wzrok na Atty'ego.
      Chłopak uśmiecha się tajemniczo, puszczając dłoń Chloe. Odsuwa się kilka kroków i kuca. Nawet Zoey pochyla się, zaciekawiona tym, co zrobi. Atticus unosi jedną dłoń i uśmiecha się delikatnie. Mija parę minut. Liam zaczyna przestępować z nogi na nogę, a Isaac przestał skupiać uwagę na tym, co się dzieje.
      Wtem Kira gwałtownie wciąga powietrze. Parę centymetrów pod dłonią Atty'ego z mchu zaczyna wyłaniać się mała roślinka. Jej cieniutka, zielona łodyżka pnie się w górę, jak na filmie w przyspieszonym tempie. Rozwija listki i wciąż rośnie. Chłopak zabiera dłoń i zerka na gapiów.
      – Jedyna zmiana we mnie to to – oznajmia, wskazując na swoje uszy. Są teraz nieco dłuższe  i bardziej spiczaste. – Oraz mam teraz oczy w kolorze intensywnej zieleni – mruga do Zoey i Chloe.
      Dziewczyny chichoczą, a Scott i jego przyjaciele patrzą raz po raz, to na Atticusa, to na roślinkę.
      – Więc jesteś... – zaczął Isaac.
      – Elfem – dokończył Mitchell. – Genetycznie nim jestem. Stąd byłem niemal na pięćdziesiąt procent pewny, że nie umrę – wyszczerzył zęby w kierunku Stilesa.
      – Pięćdziesiąt? – Stilinski unosi brew.
      – Nigdy nic nie wiadomo, a teraz wiem, że perspektywa śmierci pociąga kociaki – mruga do Chloe, na co ta przewraca oczami, ale z uśmieszkiem czającym się na ustach.
***
      Iris pędzi przez las, nie zważając na liście i gałązki chłoszczące ją po niemal całym ciele. Wie, że jej oczy są teraz depresyjnie czarne, a skórę pokrywają wijące się wzorki przedstawiające motywy roślinne. Biegnie, bo nie jest do końca pewna, co się właśnie stało. I słyszy czyjeś kroki. Tak, to również jest powód.
      Nagle staje jak wryta i z szeroko otwartymi oczami wpatruje się w coś, a raczej w kogoś, znajdującego się blisko skraju lasu. Jest niemal niewidoczna dla niego, ale wszystko doskonale widzi.
      Nie musiała przyglądać się jego umięśnionej sylwetce i ciemnym włosom, by wiedzieć, że stoi zaledwie parę metrów od Logana Hooda – łowcy, który poluje na nią od dawien dawna. Zimny, paraliżujący strach rozlał się po jej ciele przez samą świadomość jego obecności. A gdy dostrzega, co robi, tłumi krzyk.
      Niewiele starszy od Stilesa Logan ciągnie za sobą ciemny worek. Noc ukrywa przed światem krew pokrywającą zarówno jego, jak i jego ubranie. Ale Iris doskonale ją czuje. Jest ludzka. A chłopak bez najmniejszych oznak jakichkolwiek uczuć po prostu ciągnie zwłoki, by je gdzieś wyrzucić.
      Iris nie ma pewności, ale podejrzewa, że ta osoba zginęła, bo Hood szuka jej. Nimfy, która nie umiała nad sobą panować i mordowała. Zabijała starych i młodych, winnych i niewinnych. Dzieci.
      Nagle wokół jej tułowia zaciskają się silne ramiona. Gdyby nie znajomy zapach wilkołaka, Iris już dawno uciekłaby. Ale obecność Dereka uspokajała ją.
      – Chodź ze mną – szepcze jej do ucha.
***
      Logan z obrzydzeniem wyrzuca dzisiejsze ubrania do śmieci, po czym dorzuca zapałkę. Musiał zakopać gdzieś kierowcę miejskiego autobusu, bo straszył go policją. Nie musi mieć jeszcze glin na głowie. Schowawszy się do swego domku, ogarnia wzrokiem pomieszczenie. Zachowuje je we względnym porządku, choć jego matka już dawno uznałaby to miejsce za melinę. Chłopak wzdycha, sięga po przygotowane wcześniej danie z mikrofalówki i siada do biurka. Odpala komputer i wkłada do ust dwie łyżki zupy. Ekran rozbłyska, myszka przesuwa się na folder o nazwie "Kamery", po czym klika. Logan ze znudzeniem klika raz po raz, a obraz na ekranie pokazuje jedynie inne miejsca w lesie. Dopiero kamera 045 przedstawia cokolwiek.
      Zaintrygowany łowca odkłada łyżkę i chwyta słuchawki. Na ekranie, w ciemności majaczą sylwetki dwóch chłopaków. Jeden niesie ze sobą kuszę i kołczan, a drugi posępnie wpatruje się w ziemię. Pierwszy ma ewidentnie ciemniejsze włosy i właśnie nakłada strzałę na kuszę.
      – Mówię ci jeszcze trochę i ta bestia będzie nasza – chłopak strzela, po czym przeklina. Sięga po kolejną strzałę. – Daj mi jakiś tydzień i zielona łuskowata skóra Zoey Dust będzie wisieć nad kominkiem.
      – Dlaczego tak ci na niej zależy? – odzywa się drugi chłopak, wciskając dłonie głębiej w kieszenie. – Nie prościej byłoby wrócić i udobruchać nasze rody? Przyjęliby nas, jako łowców...
      – Nikt by cię nie przyjął, Gavin – warczy tamten, na chwilę tracąc zainteresowanie swoją bronią. – Jesteś wilkołakiem. Prędzej cię zabiją, niż sprawdzą kim jesteś. Dla nich nie ma już ich kochanego synka, porządnego łowcy. Dla nich istniejesz już tylko jako ofiara. Chyba, że przyniesiemy im truchło rzadkiego, ognistego potwora. Wtedy to co innego...
      Logan zdejmuje słuchawki z dezaprobatą. Łuski i ogień? To niemożliwe. One wyginęły już dawno. Na tym świecie się nie ostały...
***
      Następny dzień Lydia rozpoczyna od mówienia do siebie w lustrze. Jest najlepsza. Jest najpiękniejsza. Jest pożądana. Nie za bardzo podobała jej się perspektywa podrywania Chase'a Blooma, by ukraść jego Bestiariusz, ale to był jej najlepszy (i jedyny) pomysł, jak pomóc Parrishowi. Co prawda, od czasu ataku z benzyną nic się z nim nie działo, ale nigdy nie wiadomo.
      Lydia, wyglądająca ogólnie jak ósmy cud świata, wchodzi pewnym krokiem do szkoły. Zdębiałych Scotta i Stilesa mija bez słowa, nie może wyjść z roli. Staje przed Chase'm i zatrzaskuje jego szafkę. Ten przenosi na nią zdezorientowany i lekko poirytowany wzrok, ale gdy dostrzega, kogo ma przed sobą, uśmiecha się lekko.
      – Witaj, piękna – odzywa się. Lydia ma ochotę parsknąć śmiechem, bo on w ogóle nie podejrzewa z kim rozmawia.
      Zamiast tego chichocze głupiutko i trzepocze rzęsami.
      – Masz może ochotę na kawę czy coś? – Chase kontynuuje, tym razem ukazując zęby. Martin już wie, że chłopak zrobi wszystko, co tylko zechce.
      – Co Lydia robi z nimi? – pyta Zoey, wytrzeszczając oczy i chowając się nieco za Stilesem.
      Scott wzrusza ramionami, a Atty pogwizduje.
      – Dywersja. Lubię to.
      Chloe mierzy go zdziwionym spojrzeniem i poprawia torbę. Zoey mocniej zaciska palce na ramionach Stilesa i przesuwa się tak, by stać za nim i szafkami jednocześnie.
      – Dywersja? – Scott unosi brwi.
      Atticus kiwa entuzjastycznie głową, ale nie rozwija swojej myśli. Chloe i Zoey szybko o tym zapominają, przyzwyczajone do takiego zachowania przyjaciela, ale Scott i Stiles czują się mocno zdezorientowani.
      – A co z Malią? Tak szybko wczoraj poszła – McCall patrzy na przyjaciela z niepokojem.
      Stiles wzdycha i automatycznie traci dobry humor.
      – Nie wiem. Wydaje mi się, że Peter ma na nią zły wpływ. Ignoruje nas wszystkich.
      Chloe już miała się odezwać, ale w ostatniej chwili gryzie się w język. To chyba nie jest najlepszy moment, by mówić, że Malia zadaje się z dziwnym, z pewnością nieczłowiekiem, Michaelem.
***
      Na krótko przed końcem piątej lekcji na korytarzu pojawia się starszy mężczyzna. Wygląda jak woźny, pcha wózek i z pewnością został zatrudniony na zastępstwo za pana Hanksa. Nowy woźny jest wysoki, z nieogoloną twarzą i żółtawymi zębami. Na plakietce widnieje "G. Acles". I niby wszystko jest w porządku, gdyby nie to, że prawa dłoń mężczyzny ściska chusteczkę nasączoną niczym innym, jak chloroformem.
      Rozbrzmiewa dzwonek. Ze szkoły na ostatnie promienie słońca, wypadają uczniowie. Zoey zostawiła Chloe z Atticusem, bo już nie mogła znieść ich maślanych oczu i ciągłych komentarzy. Wcześniej zorientowała się, że Scott zamierza wyjść na zewnątrz, więc ruszyła za nim. Długo się w sobie zbierała, ale podjęła decyzję, że powie mu, kim jest.
      Zoey zatrzymuje się i rozgląda. Nie może zlokalizować Scotta. Kątem oka dostrzega, jak starszy mężczyzna przytrzymuje nieprzytomnego chłopaka i chowa chustkę do kieszeni. Sama ta sytuacja jest dziwna, co dopiero fakt, iż tym chłopakiem jest Scott.
      Zoey zrywa się do biegu i dopiero za rogiem dociera do woźnego, uprowadzającego McCalla. Dziewczyna nie za bardzo rozumie, co się dzieje, ale jeśli ktoś z jej przyjaciół potrzebuje pomocy...
      Wyskakuje w górę i opada cicho tuż przed woźnym. Ten nie bardzo przypomina człowieka. Jego usta pełne są ogromnych zębów. Przypomina dziadka Katherine. Zoey już w ogóle się nie krępuje. Warczy cicho na porywacza i pozwala, by ogień wypełniał jej żyły. Czuje, jak jej twarz obrasta łuską i rzuca się na woźnego. Ten puszcza Scotta i odsuwa się w bok. Dziewczyna jest szybsza. Zamachuje się ręką pełną pazurów. Drapie przedramię mężczyzny. Ten szybko ocenia sytuację i rzuca się do ucieczki.
      Zoey uspokaja się i dopiero podchodzi do Scotta.
      – No, Scott. Jesteś wilkołakiem. To na ciebie długo nie działa – mówi, klepiąc go po twarzy.
      Chłopak w końcu odzyskuje przytomność. Zoey pomaga mu się podnieść, po czym zastanawia się, czego chciał od niego ten człowiek. Lub raczej to coś.
***
      Chloe siedzi na swojej ławce i śmieje się w głos. Na jej krześle znajduje się Atticus, który właśnie wywołał u niej owy atak śmiechu. Parę ławek dalej Liam wciąż przypomina sobie wczorajszą noc. Wszystko jest dla niego takie nowe i dziwne.
      Wtem do klasy wkracza ktoś nowy. Chłopak podnosi wzrok i widzi burzę blond włosów należącą do dziewczyny średniego wzrostu. Nowo przybyła przygląda się wszystkim zielonymi tęczówkami z tajemniczym uśmiechem. Liam nie może oderwać od niej wzroku, podobnie, jak większość chłopaków zgromadzonych w klasie. Dziewczyna uśmiecha się słodko do Masona, zajmującego ławkę obok Liama, a ten przewraca oczami i przesiada się z grymasem na twarzy.
      – Hej – wymyka się Liamowi. Blondynka uśmiecha się do niego, a jemu bardzo ciężko jest odwrócić wzrok. – Jestem Liam.
      – Juliette – odpowiada dziewczyna.
***
      – To wszystko komplikuje! – krzyk Michaela niesie się echem po kryjówce Petera. Do tego chłopak uderzył z całej siły dłonią w blat, co sprawiło, że Malia podskoczyła na swoim miejscu, na kanapie.
      – To tylko trójka łowców... – mruczy dziewczyna, ale Michael gwałtownie jej przerywa.
      – To aż trójka łowców! W dodatku tych dwóch uparło się na Zoey! Nie możemy jej osłabiać, gdy oni mogą przywłaszczyć sobie wszystkie zasługi! – znów uderza w blat. Malia obawia się, że mebel długo nie pociągnie. – I jeszcze ona się pojawiła! – warknął, mierząc morderczym spojrzeniem ścianę.
      Malia marszczy czoło.
      – Kto?
      – Upiór – Michael wypluwa z siebie to słowo, jakby miało go udusić podczas snu.
      Malia dalej nie rozumie o co mu chodzi. Chłopak przewraca oczami z poirytowaniem.
      – Upiór – powtarza. – Istota bardzo niebezpieczna, lubiąca rozkochiwać w sobie ludzi, by potem żywić się ich energią życiową. Nadnaturalni mają gorzej. Upiory potrafią pochłaniać naszą energię i używać jej.
      Malię przeszedł dreszcz.
      – Wiesz, ja chyba wrócę do domu... – odzywa się, a Michael tylko macha ręką.
      – Idź – mówi. – Ja i tak muszę pomyśleć.


4 komentarze:

  1. Rozdział świetny ^^
    i dłuuugi ;)
    czekam na next ;)
    zapraszam do mnie
    http://victoria-and-david-real-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynam oceniać bloga! :D

    W ciągu najbliższych dni pojawi się informacja o dodaniu oceny.

    Pozdrawiam,
    Klemens z KE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocena pojawi się dzisiaj o północy! Zapraszam :)

      Klemens z Katalogu Euforia

      Usuń
  3. 23 year-old Dental Hygienist Harlie Wyre, hailing from Maple enjoys watching movies like Vehicle 19 and Macrame. Took a trip to Historic City of Ayutthaya and drives a Sonata. ich wyjasnienie

    OdpowiedzUsuń