W
końcu Scott przestał wpatrywać się w swoje przedramię, a z rany
została jedynie cienka blizna. Chłopak zwrócił głowę w stronę
Zoey i Chloe, które z niedalekiej odległości przyglądały im się.
Ich rany już niemal nie krwawiły. Zmrużył oczy, co wywołało
dreszcz u czarnowłosej.
– Czemu
tak patrzysz? – spytała niepewnie.
– Nie
wiemy czego się po was spodziewać – oznajmił Scott, na co Chloe
westchnęła.
– Naprawdę
myślisz, że możemy być waszym zagrożeniem?! – syknęła w jego
kierunku. Wzruszył ramionami. – Naprawdę tak myślisz... –
mruknęła po chwili.
– Scott,
ja... – zaczęła Zoey.
– Prawda
jest taka, Zoey, że nie znamy ilości naszych wrogów, a ty nawet
nie chcesz powiedzieć kim jesteś! Zrozum, że ciężko nam ci
zaufać, bo możesz być jednym z nich!
Im
dłużej patrzyła w jego oczy, tym bardziej nie dowierzała.
Naprawdę miał ją za coś złego. Zerknęła na Chloe. Jej wzrok
mógłby zabić. Ale i tak wyglądała uroczo. Jak wściekły kociak.
Scott
otrzepał się i już miał odejść wraz ze swoją kompanią, gdy
rozbrzmiała rockowa melodyjka. Zoey sięgnęła do kieszeni i
odebrała.
– Musicie
tu przybyć! – wrzasnął w słuchawkę Atticus, aż zabolały ją
bębenki. Zmarszczyła brwi.
– Ale
dokąd?!
– Zabrałem
Lydię i Stilesa do szpitala, bo to coś ich drasnęło, ale tu jest
coś gorszego! Ta gadzina! – jego krzyki słyszała nawet Kira
oddalona parę metrów od Zoey. Wszyscy spojrzeli na siebie
przerażeni.
– Lecimy,
Atty – mruknęła i rozłączyła się. Spojrzała na Scotta
poważnie. – Mam swoje powody, by się nie ujawniać, ale ja
naprawdę jestem po waszej stronie.
Scott
skinął głową i puścił się biegiem w las. Chloe przewróciła
oczami.
– Ci,
którzy nie mają superszybkości, proszę za mną do auta –
mruknęła, głównie w stronę Kiry.
Zoey
spojrzała na przyjaciółkę porozumiewawczo i rzuciła się w
pościg za Scottem. Może wyglądała dziwnie, ale nie przejmowała
się tym. Krew już nie płynęła, jedynie barwiła jeden z jej
ulubionych swetrów. Mówi się trudno. Tam jest Lydia, Atticus i
Stiles. No, właśnie. Oni tam są.
Wpadła
do szpitala jak burza. Na korytarzach było pusto, po podłodze
walały się jakieś śmieci. Dziewczyna zaufała swojemu węchowi i
skierowała się na drugie piętro. Gdy winda się otworzyła Zoey
niemal natychmiast padła. Krzesło z poczekalni rozbiło się o
ścianę za nią z cichym hukiem. Szybko namierzyła wzrokiem
napastnika oraz Atticusa i Stilesa. Nie było śladu po Lydii.
Skoczyła
do przodu i znalazła się obok chowającego się za ścianą
Atty'ego.
– Co
jest? – spytała.
– To
ta blondyna – odparł. – Ta pielęgniarka. Dostrzegła krew i
nagle miała łuski, zęby i nie dało się jej powstrzymać!
– Gdzie
Lydia? – Zoey usiłowała wyjrzeć, ale natychmiast musiała
uchylić się przed kolejnym krzesłem.
– Udało
jej się uciec, ale Stiles utknął. To coś nie chce go wypuścić!
Zoey
zacisnęła zęby. Poczuła, jak wzrasta w niej płomień. Wzięła
kilka głębszych wdechów i wyszła spokojnie zza ściany. Stanęła
oko w oko z gadzią bestią.
– Nie
jesteśmy podobne – warknęła w stronę gadziej pielęgniarki.
Bestia
przekrzywiła łeb i zaostrzyła pazury, jednocześnie zostawiając w
spokoju ukrytego za stołem Stilesa, który wyściubił nos zza
blatu. Zoey powoli podchodziła do pielęgniarki, próbując
powstrzymać odruch wymiotny na widok jej licznych, długich kłów.
Na plakietce widniało Katherine Ballsow.
Zoey
chciała podejść blisko i ją obezwładnić, ale nim się obejrzała
ta skoczyła na stół, za którym ukrywał się Stilinski. Dust nie
powstrzymała nagłego ataku wściekłości i chłopakowi ukazał się
widok jej częściowej przemiany. Zamiast różowej skóry na
przedramionach miała szmaragdowe łuski, pół twarzy również, a
oko zrobiło się gadzie. Palce nagle były zakończone pazurami.
Długo nie wpatrywał się w nią z otwartymi ustami, bo rzuciła się
na Katherine błyskawicznie. Przez chwilę były jedynie zielonym
kłębkiem.
Jakby
tego było mało na korytarz wpadł Scott i zamarł, zdezorientowany.
Wyglądało to zabawnie, bo miał pełne uzębienie i wilkołacze
owłosienie, a po prostu stał i patrzył.
W
pewnym momencie jedna zielona plama chwyciła drugą i warknęła.
– Na
co się gapisz? Daj coś do związania jej – to była Zoey.
Scott
rozejrzał się, po czym wyrwał kabel telefoniczny ze ściany i jej
podał. Zmierzyła go krytycznym spojrzeniem, ale związała
przeciwniczkę.
Obezwładniona
Katherine miotała się i szczerzyła zęby. Zoey ciężko oddychała,
a jej druga skóra wciąż była widoczna. Stiles wyszedł zza stołu
i gapił się na jej łuski. Atticus również podszedł i zmierzył
ich obu spojrzeniem.
– Nie
gapcie się tak na nią! – syknął. Pierwszy raz widzieli, żeby
był zły. – Widzicie, że gadzią bestią była Katherine, a nie
Zoey!
Chłopcy
jedynie pokiwali głowami, wciąż gapiąc się na dziewczynę.
Czarnowłosa, gdy zauważyła ich spojrzenie szybko się uspokoiła,
a łuski zniknęły.
– Co
z nią zrobimy? – spytała, patrząc na szarpiącą się Katherine.
Scott
podrapał się po głowie, przy czym starał się nie pokazać, że
wciąż jej się przygląda.
– Mam
pewien pomysł – odparł, po czym podszedł do pielęgniarki,
chwycił ją za ramię i szarpnął w górę. Wyrywała się i
syczała nieco, ale Scottowi to nie przeszkadzało w zaciągnięciu
jej w kierunku wyjścia.
Zoey
patrzyła jak zamykają się za nimi drzwi windy i zwróciła wzrok
na Atticusa i Stilesa.
– Gdzie
ludzie?
– Mama
Scotta ewakuowała wszystkich na inne poziomy – odparł Stilinski,
wciąż przyglądając się dziewczynie.
Zoey
pokiwała głową. Stiles powoli podszedł bliżej niej.
– Krew
ci leci... – wskazał na jej skroń.
Dust
nie przejęła się tym zbytnio, za to czuła się nieswojo, gdy stał
tak niedaleko. Atticus skakał wzrokiem od jednego do drugiego.
– To
nic – machnęła ręką lekceważąco, ale Stiles już oderwał
kawałek swojej bluzki i przyłożył jej do głowy. Dziewczyna
zadrżała i nie mogła oderwać od niego wzroku. Atticus zniknął w
windzie.
Stiles
przytrzymał przez chwilę materiał przy ranie, po czym odsunął
go, chcąc obejrzeć, ale nie dostrzegł nic. Zoey zaśmiała się
nerwowo.
– Mówiłam
ci, że to nic. Zagoiło się – oznajmiła i dostała ataku kaszlu.
– Zimno
ci? – zapytał, zorientowawszy się, że dziewczyna jest ubrana
jedynie w cienką koszulę, a w Beacon Hills w najlepsze trwał późny
październik.
– Bez
przesady... – odpowiedziała, gdy już mogła złapać oddech.
– Muszę
cię o coś spytać i nie mów, że jesteś zbyt potworna by się na
to zgodzić – Stiles zaczął zdejmować swoją bluzę. –
Rozmawialiśmy z Luną. Nie udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi, bo
ty również ją znasz – spojrzał na nią znacząco, jednocześnie
okrywając bluzą. – I ona zaproponowała nam rytuał, który
zwiększy naszą moc. Do działania potrzebuje ofiary. I ja zamierzam
nią być...
– Co?!
– wymsknęło się z ust Zoey podejrzanie przerażone.
– Będę
ofiarą, Zoey. I chcę, żebyście i wy skorzystali na moim
poświęceniu. Ty, Atticus i Chloe. Wierzę, że pomożecie Scottowi
i reszcie.
Zoey
wpatrywała się w niego z niemałym przerażeniem wymalowanym na
twarzy. Cofnęła się parę kroków i usiadła na jednym z niewielu
krzeseł, które nie zostało zniszczone przez Katherine.
– Umrzesz
– to było jedyne, co wydobyło się z jej ust.
Stiles
westchnął i usiadł obok niej.
– No,
tak. Ale już nie będę musiał nikogo ratować przed bandą wilków,
zawsze są jakieś plusy – próbował żartować, ale niezbyt mu to
wychodziło.
– Opętanie
przez Nogitsune cię zniszczyło, ale ofiara zniszczy wszystkich
wokół ciebie – wymamrotała, a Stiles nie miał pojęcia, skąd
ona o tym wie. Zoey wplotła palce w swoje długie, czarne włosy i
wpatrywała się w jeden punkt. Cała jej dusza krzyczała, że nie
może na to pozwolić. Nie może go stracić po tym, jak starała
się, by żył. Powoli dochodziła do wniosku, że Atticus ma rację.
Całe życie podporządkowuje dobru Stilesa.
– Nie
wiesz tego na pewno – odparł, a w tym momencie drzwi windy
otworzyły się i wypadła z nich Malia.
– Stiles!
– rzuciła mu się na szyję.
Zoey
nawet na nią nie spojrzała. Po co ma się silić na zazdrość,
skoro on wybrał śmierć? Za to Malia, gdy tylko upewniła się, że
jej chłopakowi nic nie jest obrzuciła Dust nienawistnym
spojrzeniem.
– Ja
muszę iść – odezwała się, po czym wstała i wyszła, tym
samym pozostawiając parę samym sobie.
Malia
odprowadziła ją spojrzeniem spode łba, jednocześnie dostrzegając,
że Zoey ma na sobie bluzę jej chłopaka. Gdy w końcu zostali sami
spojrzała na Stilesa. Wyglądał na bardzo zmartwionego. Malia,
czując, że nie jest aktualnie w stanie nic mu powiedzieć, po
prostu go przytuliła.
***
Trochę
to zajęło, ale Scottowi w końcu udało się przetransportować
Katherine do lecznicy dla zwierząt. Potem, z pomocą Deatona,
przywiązał ją do stołu. Weterynarz zmarszczył brwi, gdy
przyjrzał się dziewczynie. Katherine już prawie się nie wyrywała,
ale nie mogła powrócić do ludzkiej postaci. Lub nie chciała.
– Wygląda
na to, że mieliście dużo szczęścia – oznajmił.
Scott
spojrzał na niego zdezorientowany.
– To
Pożeracz. Istota bardzo podobna do wendigo, tylko gadzia. Nie
interesuje go nic innego, jak jedzenie. Ta tu jest bardzo sprytna,
skoro zatrudniła się w szpitalu – wyjaśnił Deaton.
– Ale
zabiła kilka osób. Co z nią zrobić? Nie możemy jej puścić i
nie możemy zabić...
– Zastanów
się Scott. Jesteś Prawdziwym Alfą – odparł jego szef.
McCall
zmarszczył brwi, po czym zmienił się. Spojrzał na Katherine
swoimi czerwonymi tęczówkami i ryknął z całej siły. Sylwetka
dziewczyny zaczęła falować, po czym gwałtownie się zmniejszyła
i została z niej tylko mała jaszczurka.
Scott
powrócił do ludzkiej postaci i z wytrzeszczonymi oczami obserwował
jak jaszczurka ucieka przez szparę w podłodze.
– Myślałem,
że stanie się człowiekiem...
– Niektórzy
są bardziej bestiami, niż ludźmi – podsumował weterynarz i
zaczął sprzątać kable, którymi była obwiązana Katherine.
Scottowi
wpadło do głowy jeszcze jedno pytanie.
– Znasz
jakieś stworzenia związane z ogniem? – zapytał.
– Jest
ich trochę, ale gdyby ktoś w okolicy był jednym już dawno
dostrzegłbyś aurę – zaśmiał się Deaton. – Wiele daje
perspektywa, zapamiętaj to.
***
Lydia
była, lekko mówiąc, wściekła. Najpierw ten atak, potem szpital,
a teraz jeszcze Stiles zgubił Bestiariusz. Chciała go przejrzeć i
sprawdzić czy żadna istota nie pasuje do Parrisha. Parę dni temu
podjęła decyzję, że pomoże mu szukać odpowiedzi, bo dobrze
pamięta, jak to było, gdy sama nie wiedziała, co się dzieje.
Stopy,
ubrane w markowe szpilki zwróciła w kierunku domu Dereka. Miała
nadzieję, że jego wiedza na coś się przyda. Gdy wkroczyła do
szarego budynku nie spodziewała się tego, co tam spotka.
Stanęła
jak wryta, zorientowawszy się, że w pokoju znajduje się jedynie
Peter i Malia. Fakt, iż ta dwójka ze sobą rozmawia nie zwiastował
niczego dobrego.
Lydia
usiłowała zachowywać się, jakby nigdy nic.
– Szukam
Dereka. Jest tu? – spytała.
Peter
spojrzał na córkę, po czym znów na Lydię.
– Twoje
głosy nie powiedziały ci, że go tu nie ma?
– Poszedł
do lasu – odparła Malia, a widząc spojrzenie ojca dodała. – No
co? Chcę, żeby już poszła.
Lydia
opuściła budynek czym prędzej, przeczuwając naprawdę duże
kłopoty.
***
– Musisz
się jeszcze wiele nauczyć – oznajmił Peter, gdy za Lydią
zamknęły się drzwi.
Malia
westchnęła, usadowiwszy się wygodniej na kanapie.
– Po
prostu jestem wściekła – odparła, wpatrując się w obicie
mebla.
– Jeśli
nie zapanujesz nad przesadzającymi hormonami, nie pozbędziemy się
ich i nie będziemy najsilniejsi na świecie...
Malia
pokiwała głową.
– Chyba,
że ci na nich zależy... – kontynuował jej ojciec. Nie była do
niego aż tak podobna, jak się spodziewała, ale miała sporo jego
cech charakteru.
Pokręciła
głową.
– Tylko
na tym dzieciaku z kijem baseballowym? – dopowiedział sobie Peter.
– Tak.
A pierwszą osobą, której musimy się pozbyć jest Zoey –
wycedziła przez zęby, a jej oczy nagle stały się pełne
nienawiści.
Peter
ożywił się na to zdanie.
– Jakiej
Zoey?
– Zoey
Dust – wypluła te dwa słowa, jakby miała się nimi udławić. –
Nie wiemy czym jest, ale to nieistotne. Zabijmy ją po prostu.
Peterowi
zaświeciła się w głowie żaróweczka, gdy imię i nazwisko
znienawidzonej dziewczyny powiązało się z jednym silnym
wspomnieniem Hale'a.
– Nie
możesz się zdradzić. Nie wolno ci – powiedział, patrząc jej w
oczy. – Ale niedługo zjawi się tu pewna osoba, która z chęcią
nam pomoże – uśmiechnął się, a jego zęby błysnęły w mroku.
__________________________________________________
Oto i
jest! Nie wiem, co o nim myśleć. Same powiedzcie, co myślicie!
Malia to *piiiiiiii*!!!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, po prostu wiedziałam, że ona jest zła, okropna i przebiegła! Co za paszczur!
Tylko mi nie mów, że Stiles naprawdę się poświęci! Jeżeli to zrobi, to wszystko co Zoey robiła zęby go ochronić pójdzie się bujać, do cholery!
Trochę za mało Chloe i Attego, ale była scena Zolesa (Stiles&Zoey), więc jest ci wybaczone.
Mam nadzieję, że na następny rozdział nie będzie trzeba tyle czekać, ale rozumiem, że masz pewnie sporo na głowie. Sama z resztą coś o tym wiem ;).
Czekam na następny odcinek z lekkim niepokojem.
K.
Hahah, widać, jak jej nie lubię :D I tu również Zoles! (ludziki z Wattpada wpadły na ten sam pomysł) To jest takie Awwwww *_* #umieram.
UsuńCzy warto się bać? Hmm... Ten rozdział wiele zmieni (czyli prawdopodobnie będzie miał jakieś pierdyliard słów, a nie marne 2 tys, co ten). Spokojnie, dowiesz się wszystkiego niedługo ;)
*filozoficzny ton* Bo Zoles łatwo się pisze.
UsuńPierdyliard słów jest spoko, bo ten rzeczywiście jakiś taki króciutki, ale rozumiem, że brak czasu. Jak tak sobie pomyślę, że już jutro do szkoły...
K.