sobota, 28 lutego 2015

9. Me or her

     W końcu Scott przestał wpatrywać się w swoje przedramię, a z rany została jedynie cienka blizna. Chłopak zwrócił głowę w stronę Zoey i Chloe, które z niedalekiej odległości przyglądały im się. Ich rany już niemal nie krwawiły. Zmrużył oczy, co wywołało dreszcz u czarnowłosej.
     – Czemu tak patrzysz? – spytała niepewnie.
     – Nie wiemy czego się po was spodziewać – oznajmił Scott, na co Chloe westchnęła.
     – Naprawdę myślisz, że możemy być waszym zagrożeniem?! – syknęła w jego kierunku. Wzruszył ramionami. – Naprawdę tak myślisz... – mruknęła po chwili.
     – Scott, ja... – zaczęła Zoey.
     – Prawda jest taka, Zoey, że nie znamy ilości naszych wrogów, a ty nawet nie chcesz powiedzieć kim jesteś! Zrozum, że ciężko nam ci zaufać, bo możesz być jednym z nich!
     Im dłużej patrzyła w jego oczy, tym bardziej nie dowierzała. Naprawdę miał ją za coś złego. Zerknęła na Chloe. Jej wzrok mógłby zabić. Ale i tak wyglądała uroczo. Jak wściekły kociak.
     Scott otrzepał się i już miał odejść wraz ze swoją kompanią, gdy rozbrzmiała rockowa melodyjka. Zoey sięgnęła do kieszeni i odebrała.
     – Musicie tu przybyć! – wrzasnął w słuchawkę Atticus, aż zabolały ją bębenki. Zmarszczyła brwi.
     – Ale dokąd?!
     – Zabrałem Lydię i Stilesa do szpitala, bo to coś ich drasnęło, ale tu jest coś gorszego! Ta gadzina! – jego krzyki słyszała nawet Kira oddalona parę metrów od Zoey. Wszyscy spojrzeli na siebie przerażeni.
     – Lecimy, Atty – mruknęła i rozłączyła się. Spojrzała na Scotta poważnie. – Mam swoje powody, by się nie ujawniać, ale ja naprawdę jestem po waszej stronie.
     Scott skinął głową i puścił się biegiem w las. Chloe przewróciła oczami.
     – Ci, którzy nie mają superszybkości, proszę za mną do auta – mruknęła, głównie w stronę Kiry.
     Zoey spojrzała na przyjaciółkę porozumiewawczo i rzuciła się w pościg za Scottem. Może wyglądała dziwnie, ale nie przejmowała się tym. Krew już nie płynęła, jedynie barwiła jeden z jej ulubionych swetrów. Mówi się trudno. Tam jest Lydia, Atticus i Stiles. No, właśnie. Oni tam są.
     Wpadła do szpitala jak burza. Na korytarzach było pusto, po podłodze walały się jakieś śmieci. Dziewczyna zaufała swojemu węchowi i skierowała się na drugie piętro. Gdy winda się otworzyła Zoey niemal natychmiast padła. Krzesło z poczekalni rozbiło się o ścianę za nią z cichym hukiem. Szybko namierzyła wzrokiem napastnika oraz Atticusa i Stilesa. Nie było śladu po Lydii.
     Skoczyła do przodu i znalazła się obok chowającego się za ścianą Atty'ego.
     – Co jest? – spytała.
     – To ta blondyna – odparł. – Ta pielęgniarka. Dostrzegła krew i nagle miała łuski, zęby i nie dało się jej powstrzymać!
     – Gdzie Lydia? – Zoey usiłowała wyjrzeć, ale natychmiast musiała uchylić się przed kolejnym krzesłem.
     – Udało jej się uciec, ale Stiles utknął. To coś nie chce go wypuścić!
     Zoey zacisnęła zęby. Poczuła, jak wzrasta w niej płomień. Wzięła kilka głębszych wdechów i wyszła spokojnie zza ściany. Stanęła oko w oko z gadzią bestią.
     – Nie jesteśmy podobne – warknęła w stronę gadziej pielęgniarki.
     Bestia przekrzywiła łeb i zaostrzyła pazury, jednocześnie zostawiając w spokoju ukrytego za stołem Stilesa, który wyściubił nos zza blatu. Zoey powoli podchodziła do pielęgniarki, próbując powstrzymać odruch wymiotny na widok jej licznych, długich kłów. Na plakietce widniało Katherine Ballsow.
     Zoey chciała podejść blisko i ją obezwładnić, ale nim się obejrzała ta skoczyła na stół, za którym ukrywał się Stilinski. Dust nie powstrzymała nagłego ataku wściekłości i chłopakowi ukazał się widok jej częściowej przemiany. Zamiast różowej skóry na przedramionach miała szmaragdowe łuski, pół twarzy również, a oko zrobiło się gadzie. Palce nagle były zakończone pazurami. Długo nie wpatrywał się w nią z otwartymi ustami, bo rzuciła się na Katherine błyskawicznie. Przez chwilę były jedynie zielonym kłębkiem.
     Jakby tego było mało na korytarz wpadł Scott i zamarł, zdezorientowany. Wyglądało to zabawnie, bo miał pełne uzębienie i wilkołacze owłosienie, a po prostu stał i patrzył.
     W pewnym momencie jedna zielona plama chwyciła drugą i warknęła.
     – Na co się gapisz? Daj coś do związania jej – to była Zoey.
     Scott rozejrzał się, po czym wyrwał kabel telefoniczny ze ściany i jej podał. Zmierzyła go krytycznym spojrzeniem, ale związała przeciwniczkę.
     Obezwładniona Katherine miotała się i szczerzyła zęby. Zoey ciężko oddychała, a jej druga skóra wciąż była widoczna. Stiles wyszedł zza stołu i gapił się na jej łuski. Atticus również podszedł i zmierzył ich obu spojrzeniem.
     – Nie gapcie się tak na nią! – syknął. Pierwszy raz widzieli, żeby był zły. – Widzicie, że gadzią bestią była Katherine, a nie Zoey!
     Chłopcy jedynie pokiwali głowami, wciąż gapiąc się na dziewczynę. Czarnowłosa, gdy zauważyła ich spojrzenie szybko się uspokoiła, a łuski zniknęły.
     – Co z nią zrobimy? – spytała, patrząc na szarpiącą się Katherine.
     Scott podrapał się po głowie, przy czym starał się nie pokazać, że wciąż jej się przygląda.
     – Mam pewien pomysł – odparł, po czym podszedł do pielęgniarki, chwycił ją za ramię i szarpnął w górę. Wyrywała się i syczała nieco, ale Scottowi to nie przeszkadzało w zaciągnięciu jej w kierunku wyjścia.
     Zoey patrzyła jak zamykają się za nimi drzwi windy i zwróciła wzrok na Atticusa i Stilesa.
     – Gdzie ludzie?
     – Mama Scotta ewakuowała wszystkich na inne poziomy – odparł Stilinski, wciąż przyglądając się dziewczynie.
     Zoey pokiwała głową. Stiles powoli podszedł bliżej niej.
     – Krew ci leci... – wskazał na jej skroń.
     Dust nie przejęła się tym zbytnio, za to czuła się nieswojo, gdy stał tak niedaleko. Atticus skakał wzrokiem od jednego do drugiego.
     – To nic – machnęła ręką lekceważąco, ale Stiles już oderwał kawałek swojej bluzki i przyłożył jej do głowy. Dziewczyna zadrżała i nie mogła oderwać od niego wzroku. Atticus zniknął w windzie.
     Stiles przytrzymał przez chwilę materiał przy ranie, po czym odsunął go, chcąc obejrzeć, ale nie dostrzegł nic. Zoey zaśmiała się nerwowo.
     – Mówiłam ci, że to nic. Zagoiło się – oznajmiła i dostała ataku kaszlu.
     – Zimno ci? – zapytał, zorientowawszy się, że dziewczyna jest ubrana jedynie w cienką koszulę, a w Beacon Hills w najlepsze trwał późny październik.
     – Bez przesady... – odpowiedziała, gdy już mogła złapać oddech.
     – Muszę cię o coś spytać i nie mów, że jesteś zbyt potworna by się na to zgodzić – Stiles zaczął zdejmować swoją bluzę. – Rozmawialiśmy z Luną. Nie udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi, bo ty również ją znasz – spojrzał na nią znacząco, jednocześnie okrywając bluzą. – I ona zaproponowała nam rytuał, który zwiększy naszą moc. Do działania potrzebuje ofiary. I ja zamierzam nią być...
     – Co?! – wymsknęło się z ust Zoey podejrzanie przerażone.
     – Będę ofiarą, Zoey. I chcę, żebyście i wy skorzystali na moim poświęceniu. Ty, Atticus i Chloe. Wierzę, że pomożecie Scottowi i reszcie.
     Zoey wpatrywała się w niego z niemałym przerażeniem wymalowanym na twarzy. Cofnęła się parę kroków i usiadła na jednym z niewielu krzeseł, które nie zostało zniszczone przez Katherine.
     – Umrzesz – to było jedyne, co wydobyło się z jej ust.
     Stiles westchnął i usiadł obok niej.
     – No, tak. Ale już nie będę musiał nikogo ratować przed bandą wilków, zawsze są jakieś plusy – próbował żartować, ale niezbyt mu to wychodziło.
     – Opętanie przez Nogitsune cię zniszczyło, ale ofiara zniszczy wszystkich wokół ciebie – wymamrotała, a Stiles nie miał pojęcia, skąd ona o tym wie. Zoey wplotła palce w swoje długie, czarne włosy i wpatrywała się w jeden punkt. Cała jej dusza krzyczała, że nie może na to pozwolić. Nie może go stracić po tym, jak starała się, by żył. Powoli dochodziła do wniosku, że Atticus ma rację. Całe życie podporządkowuje dobru Stilesa.
     – Nie wiesz tego na pewno – odparł, a w tym momencie drzwi windy otworzyły się i wypadła z nich Malia.
     – Stiles! – rzuciła mu się na szyję.
     Zoey nawet na nią nie spojrzała. Po co ma się silić na zazdrość, skoro on wybrał śmierć? Za to Malia, gdy tylko upewniła się, że jej chłopakowi nic nie jest obrzuciła Dust nienawistnym spojrzeniem.
     – Ja muszę iść – odezwała się, po czym wstała  i wyszła, tym samym pozostawiając parę samym sobie.
     Malia odprowadziła ją spojrzeniem spode łba, jednocześnie dostrzegając, że Zoey ma na sobie bluzę jej chłopaka. Gdy w końcu zostali sami spojrzała na Stilesa. Wyglądał na bardzo zmartwionego. Malia, czując, że nie jest aktualnie w stanie nic mu powiedzieć, po prostu go przytuliła.
***
     Trochę to zajęło, ale Scottowi w końcu udało się przetransportować Katherine do lecznicy dla zwierząt. Potem, z pomocą Deatona, przywiązał ją do stołu. Weterynarz zmarszczył brwi, gdy przyjrzał się dziewczynie. Katherine już prawie się nie wyrywała, ale nie mogła powrócić do ludzkiej postaci. Lub nie chciała.
     – Wygląda na to, że mieliście dużo szczęścia – oznajmił.
     Scott spojrzał na niego zdezorientowany.
     – To Pożeracz. Istota bardzo podobna do wendigo, tylko gadzia. Nie interesuje go nic innego, jak jedzenie. Ta tu jest bardzo sprytna, skoro zatrudniła się w szpitalu – wyjaśnił Deaton.
     – Ale zabiła kilka osób. Co z nią zrobić? Nie możemy jej puścić i nie możemy zabić...
     – Zastanów się Scott. Jesteś Prawdziwym Alfą – odparł jego szef.
     McCall zmarszczył brwi, po czym zmienił się. Spojrzał na Katherine swoimi czerwonymi tęczówkami i ryknął z całej siły. Sylwetka dziewczyny zaczęła falować, po czym gwałtownie się zmniejszyła i została z niej tylko mała jaszczurka.
     Scott powrócił do ludzkiej postaci i z wytrzeszczonymi oczami obserwował jak jaszczurka ucieka przez szparę w podłodze.
     – Myślałem, że stanie się człowiekiem...
     – Niektórzy są bardziej bestiami, niż ludźmi – podsumował weterynarz i zaczął sprzątać kable, którymi była obwiązana Katherine.
     Scottowi wpadło do głowy jeszcze jedno pytanie.
     – Znasz jakieś stworzenia związane z ogniem? – zapytał.
     – Jest ich trochę, ale gdyby ktoś w okolicy był jednym już dawno dostrzegłbyś aurę – zaśmiał się Deaton. – Wiele daje perspektywa, zapamiętaj to.
***
     Lydia była, lekko mówiąc, wściekła. Najpierw ten atak, potem szpital, a teraz jeszcze Stiles zgubił Bestiariusz. Chciała go przejrzeć i sprawdzić czy żadna istota nie pasuje do Parrisha. Parę dni temu podjęła decyzję, że pomoże mu szukać odpowiedzi, bo dobrze pamięta, jak to było, gdy sama nie wiedziała, co się dzieje.
     Stopy, ubrane w markowe szpilki zwróciła w kierunku domu Dereka. Miała nadzieję, że jego wiedza na coś się przyda. Gdy wkroczyła do szarego budynku nie spodziewała się tego, co tam spotka.
     Stanęła jak wryta, zorientowawszy się, że w pokoju znajduje się jedynie Peter i Malia. Fakt, iż ta dwójka ze sobą rozmawia nie zwiastował niczego dobrego.
     Lydia usiłowała zachowywać się, jakby nigdy nic.
     – Szukam Dereka. Jest tu? – spytała.
     Peter spojrzał na córkę, po czym znów na Lydię.
     – Twoje głosy nie powiedziały ci, że go tu nie ma?
     – Poszedł do lasu – odparła Malia, a widząc spojrzenie ojca dodała. – No co? Chcę, żeby już poszła.
     Lydia opuściła budynek czym prędzej, przeczuwając naprawdę duże kłopoty.
***
     – Musisz się jeszcze wiele nauczyć – oznajmił Peter, gdy za Lydią zamknęły się drzwi.
     Malia westchnęła, usadowiwszy się wygodniej na kanapie.
     – Po prostu jestem wściekła – odparła, wpatrując się w obicie mebla.
     – Jeśli nie zapanujesz nad przesadzającymi hormonami, nie pozbędziemy się ich i nie będziemy najsilniejsi na świecie...
     Malia pokiwała głową.
     – Chyba, że ci na nich zależy... – kontynuował jej ojciec. Nie była do niego aż tak podobna, jak się spodziewała, ale miała sporo jego cech charakteru.
     Pokręciła głową.
     – Tylko na tym dzieciaku z kijem baseballowym? – dopowiedział sobie Peter.
     – Tak. A pierwszą osobą, której musimy się pozbyć jest Zoey – wycedziła przez zęby, a jej oczy nagle stały się pełne nienawiści.
     Peter ożywił się na to zdanie.
     – Jakiej Zoey?
     – Zoey Dust – wypluła te dwa słowa, jakby miała się nimi udławić. – Nie wiemy czym jest, ale to nieistotne. Zabijmy ją po prostu.
     Peterowi zaświeciła się w głowie żaróweczka, gdy imię i nazwisko znienawidzonej dziewczyny powiązało się z jednym silnym wspomnieniem Hale'a.
     – Nie możesz się zdradzić. Nie wolno ci – powiedział, patrząc jej w oczy. – Ale niedługo zjawi się tu pewna osoba, która z chęcią nam pomoże – uśmiechnął się, a jego zęby błysnęły w mroku.
__________________________________________________
Oto i jest! Nie wiem, co o nim myśleć. Same powiedzcie, co myślicie!


3 komentarze:

  1. Malia to *piiiiiiii*!!!
    Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że ona jest zła, okropna i przebiegła! Co za paszczur!
    Tylko mi nie mów, że Stiles naprawdę się poświęci! Jeżeli to zrobi, to wszystko co Zoey robiła zęby go ochronić pójdzie się bujać, do cholery!
    Trochę za mało Chloe i Attego, ale była scena Zolesa (Stiles&Zoey), więc jest ci wybaczone.
    Mam nadzieję, że na następny rozdział nie będzie trzeba tyle czekać, ale rozumiem, że masz pewnie sporo na głowie. Sama z resztą coś o tym wiem ;).
    Czekam na następny odcinek z lekkim niepokojem.
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, widać, jak jej nie lubię :D I tu również Zoles! (ludziki z Wattpada wpadły na ten sam pomysł) To jest takie Awwwww *_* #umieram.
      Czy warto się bać? Hmm... Ten rozdział wiele zmieni (czyli prawdopodobnie będzie miał jakieś pierdyliard słów, a nie marne 2 tys, co ten). Spokojnie, dowiesz się wszystkiego niedługo ;)

      Usuń
    2. *filozoficzny ton* Bo Zoles łatwo się pisze.
      Pierdyliard słów jest spoko, bo ten rzeczywiście jakiś taki króciutki, ale rozumiem, że brak czasu. Jak tak sobie pomyślę, że już jutro do szkoły...
      K.

      Usuń