W
szkole jak zwykle wszystko było takie samo. Ten budynek zdawał się
być nieczuły na wszelkie nadprzyrodzone sytuacje dziejące się w
mieście. Zawsze te same szafki, te same sale, korytarze. Te ściany
widziały wiele, ale nie okazują tego.
Nawet
wczorajsza pełnia nie odbiła tu swego piętna.
Stiles
szedł środkiem korytarza przyciskając bolące przedramię do
klatki piersiowej, przy czym starał się je schować tak bardzo, jak
tylko się da. Jego ojciec nie był zadowolony odbierając go ze
szpitala po zszywaniu. Po raz pierwszy miał wątpliwości co do
dziewczyny syna. Jednak Stiles myślał tylko o Malii i tym, by nie
pokazać jej, że cierpi.
Gdy
trafił w końcu do klasy zasypał go grad pytających spojrzeń.
Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
– Przeżyłem
– oznajmił. Scott spojrzał na niego z politowaniem.
– Bardzo
cię boli? – spytała Lydia.
Stiles
patrzył tylko na Malię, która nie zaszczyciła go nawet
spojrzeniem. Siedziała z pochyloną głową, potarganymi włosami i
emanowała od niej złość.
– Nie,
no gdzie boli. Poczułem jedynie moc waszych pazurów.
– Jej
pazurów – wtrącił Isaac, za co otrzymał kuksańca od Scotta.
– Musimy
podsumować wiedzę – oznajmił. Popatrzył po twarzach przyjaciół.
– Wczoraj, goniąc Malię, spotkaliśmy Zoey i Chloe oraz jeszcze
jedną, bliżej nieokreśloną postać, którą zajął się Derek.
Chloe przyznała się, że jest kotołakiem, więc to nie ona jest
kanimą.
– A
Zoey? – spytała Lydia. Stiles drgnął.
– Nie
wiem – Scott pokręcił głową. – Ewidentnie była pod wpływem
księżyca, ale nie zmieniła się w nic konkretnego. Miała jedynie
oczy, jak u węża...
– Kanima
takie ma – mruknęła rudowłosa.
– Tak,
ale ona się nie zmieniła. Widziałaś Jacksona. On nie mógł
sprawić, żeby przypominał człowieka nocami, a co dopiero podczas
pełni! A jak z Liamem było, gdy już pobiegliśmy? – popatrzył
na Kirę.
Dziewczyna
wzięła głęboki wdech.
– Bredził
coś o aniele, który go wyłowił – machnęła ręką. – Chyba
ta pełnia nie działała na niego zbyt dobrze.
Scott
pokiwał głową.
Stiles
porzucił wzniosłą ideę kontemplowania wraz z przyjaciółmi.
Obszedł ławkę, wokół której dyskutowali i podszedł do swojej
dziewczyny.
– Malia...
– wyciągnął dłoń, chcąc ją pogłaskać po ramieniu.
Dziewczyna
zerwała się jak oparzona i wybiegła z klasy.
Do
końca lekcji nikt jej nie widział.
***
Stiles
i Scott w nie najlepszych humorach mijali akurat pokój trenera, gdy
usłyszeli znajomy i niepokojący dźwięk. Popatrzyli po sobie, po
czym Stiles niepewnie uchylił drzwi i zajrzał do środka. Za nim
głowę wcisnął Scott. Na podłodze leżały niezliczone kartki
zadrukowane listą nazwisk. Drukarka z cichym brzękiem tworzyła
nowe egzemplarze. Stiles pochylił się i podniósł jedną z kartek.
Przeleciał po niej szybko wzrokiem i zamarł, gdy zobaczył nowe
nazwiska.
– Scott...
– szepnął. – Patrz.
Przyjaciel
podszedł i zajrzał mu przez ramię. Po szybkim przejrzeniu listy
otworzył usta ze zdziwienia. Nie mógł oderwać wzroku od nowych
nazwisk.
Katherine
Ballsow 2
Iris
Smith 20
Chloe
Gomez 17
Atticus
Mitchell 10
Zoey
Dust 27
Ariel
Amethyst 5
Isaac
Lahey 7
Keira
Samuel 4
Michael
Weeks 15
Sarah
Junior 9
Gavin
Paradise 3
– Iris
to moja kuzynka! – syknął Stiles, patrząc z niedowierzaniem na
kartkę.
– Do
niedawna to ja byłem najdroższy... – mruknął Scott. – Patrz
na Zoey. Jest warta dwa miliony więcej niż ja, a ja jestem
Prawdziwym Alfą...
Przyjaciel
spojrzał na niego z dezorientacją w oczach.
– Na
mnie nie patrz, nie wiem czym jest. Ale spójrz. Chloe jest
kotołakiem i jest warta siedemnaście milionów! To więcej niż
Malia, a ona jest rzadkim kojotołakiem...
– I
Atticus jest czymś – dodał Scott, wskazując palcem jego
nazwisko. – Isaac tylko siedem... Reszty nie znam.
– Musimy
to pokazać mojemu tacie – oznajmił Stilinski. – Zwłaszcza, że
Iris jest na liście. Musimy wiedzieć z czym mieszkamy.
Chłopak
wydobył z kieszeni telefon i napisał szybkiego SMSa do ojca, po
czym popatrzył na przyjaciela.
– Dlaczego
nasze życie musi być takie popaprane?
– Inaczej
byłoby nudno – uśmiechnął się smutno McCall.
***
– Mówię
ci, mogliśmy z nią zostać – Chloe poprawiła jasne włosy tak,
by zakrywały jak najwięcej twarzy. Atticus wzruszył jedynie
ramionami.
– Prędzej
czy później i tak by się wydało.
Dziewczyna
popatrzyła na przyjaciela.
– Teraz
będą na ciebie polować, choć jesteś człowiekiem...
Atty
uśmiechnął się zadziornie.
– Kiedyś
powstanę z martwych i ich pozabijam, mówię ci. A Zoey nie
stchórzyła dlatego, że się na nas gapią, ale dlatego, że on już
wie – skinął głową w stronę Stilesa, który ze smutną miną
patrzył w kierunku Malii. Reszta paczki Scotta dyskretnie
obserwowała dwójkę przyjaciół. Tak dyskretnie, że oni od dawna
o tym wiedzieli.
– Myślisz,
że za każdym jej działaniem stoi Stiles? – spytała Chloe,
podchodząc do swojej szafki.
Atticus
pokiwał głową.
– Sekrety,
ucieczka, sama przeprowadzka tu... Czego ona nie robi, robi dla
niego. Choć czasem sama nie zdaje sobie z tego sprawy – pokręcił
głową z dezaprobatą.
– To
całkiem romantyczne – mruknęła, wyjmując książki z szafki.
– Niezbyt,
kiedy ryzykujesz non stop życie.
I
wtedy podeszła do nich Malia. Była wściekła. Jej oczy ciskały
pioruny, gdy przenosiły się z Chloe na Atty'ego.
– Gdzie
Zoey? – syknęła.
– Może
grzeczniej – Atticus zmarszczył brwi i stanął lekko przed Chloe.
Dziewczyna
wzruszyła ramionami.
– Nie
ma jej. Czego chcesz? – spytała blondynka, a jej oczy zaświeciły
się na zielono.
– Chloe,
spokojnie – Atticus położył jej dłoń na ramieniu.
– A
niby dlaczego?! Dobrze wiesz, jak nie znoszę wszelkich psów...
Teraz
to Malii oczy zaświeciły się. Tyle, że na niebiesko.
– Jestem...
– Dobrze
wiem, kim jesteś. Śmierdzi tu kojotem na odległość – Chloe
zmrużyła oczy. – A teraz idź stąd, zanim twoje niepohamowane
instynkty zabiją wszystkich w promieniu kilku kilometrów.
Malia
patrzyła na nią jeszcze chwilę wzrokiem pełnym nienawiści, po
czym odwróciła się i odeszła.
***
Zoey
leżała na kanapie w chwili, gdy usłyszała klucz przekręcany w
zamku. Zerwała się i podbiegła do drzwi. Za nimi stała Keira. Jej
blada cera nie przypominała już papieru toaletowego, a porcelanę,
czarne włosy błyszczały, a na ustach widniał lekki uśmiech.
Dziewczyna
rzuciła jej się na szyję.
Keira
parsknęła śmiechem i również przytuliła Zoey.
– Bez
ciebie jesteśmy totalnie beznadziejni – mruknęła nastolatka, po
czym puściła kobietę i chwyciła jej ogromny, podróżny plecak.
Jego ciężar powinien sprawić jej problem, ale podniosła go bez
przeszkód.
– Jeśli
to mają być przeprosiny za to, że wagarujesz to przyjęte –
zaśmiała się kobieta i ruszyła za Zoey do kuchni.
Dziewczyna
podeszła do ostatniej szafki, otworzyła ją i jej oczom ukazała
się mała lodówka. Otworzywszy ją zaczęła wyjmować zawartość
plecaka. Półlitrowe butelki pełne krwi.
Keira
usiadła na kuchennym krześle i spojrzała na Zoey z niepokojem.
– A
teraz mów, dlaczego nie poszłaś do szkoły.
Zoey
westchnęła. Ułożyła kolejne butelki bez mrugnięcia okiem.
Zapasy dla Keiry się przydadzą.
– Nie
powstrzymałam się – wyznała. – Co więcej, nie powstrzymały
mnie trzy pary tytanowych drzwi w piwnicy, pył wulkaniczny, łańcuchy
ze srebra... Nic, rozumiesz? – spojrzała przez ramię na kobietę,
która była jej matką przez pół życia, chociaż cały ten czas
wygląda identycznie.
Keira
westchnęła.
– Ale
nie pokazałaś im całej siebie, prawda?
– No,
nie. Tylko oczy...
– Czyli
robisz postępy – uśmiechnęła się lekko kobieta.
– Postępy?!
– krzyknęła Zoey z trzaskiem zamykając lodóweczkę. Podniosła
się i spojrzała na Keirę. – Mogłam ich wszystkich zabić! Ot
tak!
– Ale
nie zabiłaś – powiedziała dobitnie starsza. – Nie po to przez
rok cię szukałam, żebyś teraz panikowała podczas każdej pełni.
Dawałaś sobie radę uciekając, dasz sobie radę i tu.
Zoey
zwiesiła głowę.
– Ale
ja nie chcę go skrzywdzić – szepnęła.
Keira
prychnęła.
– Całe
twoje życie kręci się wokół tego chłopaka. Uciekłaś, bo nie
chciałaś go skrzywdzić. Wróciłaś, bo chciałaś go ratować, a
teraz chcesz znów się chować, bo nie chcesz go ranić.
– Czy
to jest takie dziwne, że go kocham?! – wrzasnęła dziewczyna.
Dłonie miała zaciśnięte w pięści, a w oczach łzy. – Gdy
dowiedziałam się, że jestem potworem chciałam go ratować przed
sobą!
– Nie
miał pojęcia, że istniejesz. Dopóki się nie zmieniłaś, nie
zauważał cię.
Zoey
patrzyła chwilę prosto w jasnoniebieskie oczy Keiry, po czym
puściła się biegiem w kierunku schodów, usiłując powstrzymać
płacz.
– Zoey,
przepraszam! – rozległo się za nią. – Wiesz, że to przez mój
gatunek... Jestem wredną wampirzą suką! Zoey!
Ale
ona już zatrzasnęła drzwi od pokoju, który dzieliła z Chloe.
Rzuciła się na łóżko i czuła, jak gorące łzy spływają jej
po policzkach. Wiedziała, że musi się uspokoić, bo w przeciwnym
wypadku zniszczy pościel, ale czuła się tak źle. Jakby ktoś
wyrwał jej serce, podeptał i wsadził z powrotem. Okej, Stiles jej
nie kocha, ale czy wszyscy muszą jej o tym przypominać?
– Zoey?
– usłyszała pukanie i parsknęła cichym śmiechem.
– To
również twój pokój, Chloe.
Drzwi
uchyliły się i weszła przez nie blondynka. Usiadła
niedaleko przyjaciółki na sąsiednim łóżku i uśmiechnęła się
lekko.
– Wiesz,
że nie chciała...
– Wiem
– przerwała jej. – Po prostu ma rację. Każde jej słowo to
czysta racja. Całe moje życie kręci się wokół Stilesa. Zawsze
tak było. Odkąd dostrzegłam, że jesteśmy podobni.
– Ej,
nie zawsze – mruknęła Chloe. – A wtedy, kiedy nas poznałaś? –
uśmiechnęła się delikatnie.
– Proszę
cię, to było w przedszkolu – Zoey zaśmiała się. – Ale
pamiętam. Atticus zabierał wszystkim zabawki, twierdząc, że
kiedyś będzie królem okolicznych ziem, więc i tak należą do
niego. A wtedy ty znikąd skakałaś na niego, usiłując podrapać,
ale on zawsze miał nie wiadomo skąd gałązkę czegoś pachnącego
i ty, jak młody kot, padałaś na podłogę.
Obie
parsknęły śmiechem.
– A
pamiętasz, jak się wkurzyłaś i znikąd w piaskownicy pojawiło
się szkło? – dodała Chloe.
– Tak,
to były szalone lata dzieciństwa...
– Dopiero
potem nasi rodzice wyjawili nam prawdę, a niedługo potem zginęli.
– A
potem przeprowadziliśmy się do Beacon Hills. Tak, wiem. To w końcu
moja historia, Chloe.
– Nie
zapominajmy o magicznym momencie, w którym ktoś cię ugryzł,
ubzdurałaś sobie, że jesteś potworem i musieliśmy ganiać cię
po Europie przez ponad rok.
– Pocieszające
– mruknęła Zoey.
– Wiesz,
co ja musiałam przetrwać? – jęknęła Chloe. – Ponad rok z
samym Atticusem! Toż to była katorga!
Zoey
zachichotała. Może jednak jej życie nie kręci się tylko wokół
Stilesa...
***
Gwiazdy
świeciły jasno, choć oni tego nie potrzebowali. Zgodnie z umową
cała paczka stawiła się w lesie na spotkanie z Luną. Brakowało
jedynie niej samej.
– Myślicie,
że to dobry pomysł? – spytała Kira, ściskając ramię Scotta.
– Mamy
wspólnych wrogów, co może nie wypalić? – mruknął Stiles,
wciąż wpatrzony w Malię. Ta jednak uparcie go ignorowała.
– Zobaczymy,
co nam powie i dopiero się zastanowimy, co dalej.
– W
sumie, co mamy do stracenia? – mruknął Isaac.
– Ona
wspominała coś o ofierze – odparł Stiles, nieco zbyt
uszczypliwym tonem. – Możesz się nadawać – dodał.
Isaac
tylko wzruszył ramionami, jakby na niczym mu nie zależało.
W
tym momencie wszyscy, prócz Stilinskiego, zauważyli coś jasnego w
oddali. Zbliżało się z zawrotną prędkością i przypominało
kawałek księżyca. Krótką chwilę później stała przed nimi
Luna, wciąż lekko świecąc srebrnym blaskiem. Odgarnęła włosy
na plecy i popatrzyła po zebranych.
– Widzę,
że wszyscy jesteście. Jak wam się podobała pełnia bez mojej
pomocy? – zapytała, nieco zbyt pewna siebie. Po jej ustach
przemknął cień uśmiechu.
– Jakoś
daliśmy radę – odezwał się Scott. – Przyszliśmy raczej
zapytać o szczegóły i dopiero się zastanowimy czy skorzystać z
twojej pomocy.
Luna
pokiwała głową, a drzewa wokół niej zabłysły lekko.
– Już
tłumaczę, bo nie mam zbyt wiele czasu. Cały rytuał wygląda tak,
że ofiara kładzie się na Nemetonie, wszyscy, którzy chcą
zwiększyć swoją moc stoją wokół drzewa w kole, trzymając się
za ręce. Ja nacinam nadgarstki ofiary i wypowiadam zaklęcie. I już
– wzruszyła ramionami.
– Skąd
weźmiemy ofiarę? – spytała Kira, patrząc na Lunę tak, jakby
była morderczynią. – Nie będziemy nikogo zabijać.
– Bo
i nie zabijecie. Ofiarą musi być człowiek, to raz. Dwa, związany
uczuciowo z biorącymi moc. I trzy musi to zrobić z własnej woli.
Musi chcieć umrzeć za tę moc – oczy Luny niebezpiecznie
zabłysły. – Rytuał nosi nazwę Krwawy Księżyc i wykonuje się
go jak najszybciej po pełni, póki księżyc jest ogromny, ale nie
ma nad wami władzy.
Zapadła
cisza. Nikt nie chciał przyznać, że jedynym człowiekiem nadającym
się do rytuału jest Stiles. Malia popatrzyła na niego ukradkiem.
– Ja
to zrobię – odezwał się chłopak.
– Nie
ma mowy – warknął Scott. – Poradzimy sobie bez tej mocy,
Stiles.
– Nie
– powiedział twardo Stilinski. – Chcę odpokutować za to, co
robiłem jako Nogitsune. Chcę to zrobić.
– Stiles,
nie możesz – odezwała się Malia. Brunet zerknął na nią
smutnym wzrokiem.
– Muszę.
– Nic
nie musisz – oczy Scotta zaświeciły się niebezpiecznie. –
Koniec dyskusji. Idziemy stąd – warknął na wszystkich
nieświadomie głosem Alfy.
Każdy,
prócz Stilesa, posłusznie odszedł z nieco pustym wzrokiem. Nawet
nie zauważyli kiedy Luna zniknęła.
– Stiles,
nie możesz – powiedział ponownie Scott, ale jego przyjaciel był
już w drodze do swojego jeepa.
– A
masz lepszy pomysł? – spytał, nie patrząc na przyjaciela. –
Nadnaturalnych jest coraz więcej. Do tego dochodzą jeszcze
wilkołaki tej całej Nyx. A poza tym łowcy. Zawsze pojawiają się
niedługo po nadnaturalnych. Aż się dziwię, że jeszcze ich nie
ma. Spójrz prawdzie w oczy Scott. Sami sobie nie poradzimy.
– Poprosimy
o pomoc Chloe, Zoey i Atticusa. Dereka i Petera. Deatona... –
McCall wyliczał sprzymierzeńców.
Stiles
pokręcił głową.
– To
będzie zbyt mało. Poza tym nie wiemy, co oni potrafią. Mam na
myśli Zoey i jej przyjaciół. Ja muszę to zrobić. W końcu wam
się na coś przydam.
– Stiles,
nie gadaj bzdur – warknął Scott, zagradzając przyjacielowi
drogę. – To ty mnie ratowałeś w pierwszych chwilach bycia
wilkołakiem. To ty, choć bez mocy, potrafiłeś nas wyciągnąć z
kłopotów...
– I
teraz też to zrobię – przerwał mu Stilinski, patrząc prosto w
oczy. – Pomogę. I to na większą skalę. Zostanę ofiarą. Tylko
ja się do tego nadaję. I musimy wciągnąć w to Zoey, Chloe i
Atticusa. I może Dereka. Ale bez Petera. Zbyt dużo ryzykujemy...
– Nic
nie zaryzykujemy! – Scott warknął tak, że aż ziemia zadrżała.
– Nie ma nawet rozmowy na ten temat. Nie wykrwawisz się na tym
drzewie, koniec kropka. A teraz do wozu i koniec tej dyskusji – i
ruszył w kierunku skraju lasu.
– Zachowujesz
się jak rozhisteryzowana mamuśka – skwitował Stiles, dotarłszy
do swojego auta, w którym czekał już wkurzony Scott.
– To
takie straszne, że się o ciebie martwię?!
– Straszne?
Nie. Wkurzające? Tak.
Scott
postanowił, że nie pozwoli przyjacielowi zostać ofiarą, ale
również nie będzie kontynuował tej idiotycznej rozmowy.
Po
kilku minutach jazdy w ciszy zauważył coś za oknem.
– Zatrzymaj
się – mruknął.
Stiles
westchnął poirytowany, ale zatrzymał się, wyłączył silnik i
światła.
Na
samym skraju lasu, z którego właśnie wyjechali, znajdowała się
srebrna postać.
– Luna?
Co ona tutaj robi? – zdziwił się Scott.
– Knuje
za naszymi plecami, a co ma robić? – mruknął Stiles, ale jego
przyjaciel już był na zewnątrz.
Chłopak
westchnął i sam również wysiadł. Skradali się chwilę, by być
dostatecznie blisko. Gdy dostrzegli z kim rozmawia Luna byli niemało
zaskoczeni.
Obok
srebrnowłosej postaci stała dziewczyna. Stosunkowo niska,
czarnowłosa. Choć Stiles nie widział, wiedział, że ma oczy
szare, niemal srebrne. Zoey Dust. Po chwili rozmowy dziewczyny się
przytuliły i rozeszły. Chłopcy szybko wrócili niezauważeni do
auta.
– One
się znają? – mruknął Scott. – Jak?
Stilesa
natomiast dręczyło coś innego.
– Pamiętasz,
jak Luna mówiła, że mnie zna? – Scott pokiwał głową. – Bo
ja ją chyba kiedyś spotkałem. Wtedy, kiedy miałem sny z Nogitsune
przychodziła do mnie w snach srebrna postać. Jestem pewien, że to
ona. Raz obudziłem się i ona stała nade mną. Ale widziałem twarz
Zoey... Jak tak teraz pomyślę, to wygląda tak, jakby to Zoey
poprosiła ją o pomoc w mojej sprawie, ale skąd wiedziała? Nie
było jej tu tyle czasu...
– Pytanie
nie brzmi skąd wiedziała, ale dlaczego ją o to poprosiła –
wtrącił Scott.
Stiles
spojrzał na niego.
– Sugerujesz
coś?
– Jak
tak się zastanowię, to wydaje mi się, że już ci to sugerowałem.
– Nagle
coś pamiętasz, co dotyczyło Zoey?
Scott
powstrzymał się od powiedzenia tego, co chciał uświadomić
przyjacielowi. Po prostu zamilkł. Jednakże to nie zmieniło faktu,
że Zoey Dust powoli mu się przypominała. Choć była niczym cień.
I teraz chłopak był niemal pewien, że owy cień jest zakochany w
jego przyjacielu. A przynajmniej był.
***
Leżę
na zimnej, betonowej podłodze w skarbcu Hale'ów. Nie do końca wiem
co się dzieje. Wirus miał działać tylko na wilkołaki, a
zaatakował jeszcze Malię, mnie i Chloe. Niewyraźnie widzę Malię
przytuloną do Stilesa, Kirę i Scotta w przeciwnym końcu sali,
Chloe opierającą się o Atty'ego, gdzieś w głębi słyszę
Isaaca.
– Umrzemy
tu? – pyta Kira lekko drżącym głosem.
Scott
jedynie głaszcze ją po ramieniu.
– Chyba
nas szukają – mruczy Isaac.
Skupiam
się na dźwiękach i zdaję sobie sprawę z tego, że ma rację.
– Ktoś
musi wyjść – podejmuje decyzję Scott. Jak na Prawdziwego Alfę
przystało.
Z
ziemi podnosi się Stiles, oddając kurtkę Malii. Zaraz potem widzę
jak Atticus podchodzi do mnie.
– Ja
też pójdę – szepcze do mnie. – Pomogę mu.
Kiwam
lekko głową, nie mogąc utrzymać jej w pozycji, w której bym
chciała. Czuję, że coraz bardziej słabnę. Gdy Atticus odchodzi
podnoszę się ostatkami sił i patrzę w stronę jego i Stilesa.
– Nie
zostawiaj mnie... – szepczę i padam na ziemię.
Nie
jestem pewna czy powiedziałam to do przyjaciela czy może do
Stilesa...
***
Zoey
wzięła głęboki wdech i otworzyła oczy. Zobaczyła, jak jej
znajomi podnoszą się, żyją. Niedaleko do Malii podbiegł Stiles.
Coś w środku Zoey ścisnęło się boleśnie, gdy na nich patrzyła.
Natomiast,
kiedy zorientowała się, co ma na twarzy chłopak, była wręcz
przerażona.
– Stiles...
– odezwała się cicho Zoey, jakby jeszcze nie do końca dobrze się
czując.
Jednak
oczy chłopaka spoczywały na półleżącej obok niej Malii.
– Masz
krew na twarzy... – Zoey wydawała się być szczerze przerażona,
ale on tego nie dostrzegał.
Próbował
przytulić Malię, lecz ta się odsunęła. Wstała i wyszła bez
słowa pozostawiając mu jedynie kartkę z Pulą Śmierci. Z jej
imieniem i nazwiskiem Hale.
– Stiles,
to twoja krew? – Zoey nie dawała za wygraną.
Spojrzał
na nią pustym wzrokiem. Zaczęła przesuwać delikatnie palcami po
jego twarzy.
– Uff,
nie twoja.
Stilinski
zamrugał i popatrzył na nią uważnie. Coś w jej żołądku
zatrzepotało, ale zaraz padło martwe, bo chłopak bez słowa
podniósł się i odszedł. Zapewne w ślad za Malią.
– Hej,
Zoey, już dobrze – znikąd pojawiła się Chloe i przytuliła ją.
Dust
schowała głowę w ramię przyjaciółki i, mając nadzieję, że
wszyscy opuścili już skarbiec, rozpłakała się.
__________________________________________
Hej!
Ja
zaraz wracam do szkoły, więc postanowiłam skończyć ten rozdział
w końcu :)
I
mam jeszcze serdeczną prośbę: Jeśli czytasz to skomentuj, bo nie
wiem czy ktokolwiek tu zagląda :)
ja dzisiaj tutaj po raz pierwszy zajrzałam :3 zamierzam komentować :D
OdpowiedzUsuńLuna mnie nie urzekła. Ale ja mam jakąś wrodzoną niechęć, jeśli chodzi o postacie z rzymskiej mitologii... Jakoś zawsze ciągnęło mnie bardziej do greckiej :D
Scott, jak w serialu mnie aż tak nie zachwycił, tak teraz jest moim ulubieńcem!
Podoba mi się opowiadanie, aczkolwiek gorzej mi się czyta fragmenty pierwotnie będące częścią serialu :/
Weny, weny, weny, weny!!!
Właśnie przeczytałam wszystkie Twoje komentarze i jest mi bardzo miło, że pomimo niechęci do ff spodobało ci się moje opowiadanie :D.
UsuńTo świetne uczucie, kiedy czytelnik ma swoje zdanie na temat postaci stworzonych przez autora, np. to, że nie lubisz mojego Stilesa, albo kochasz Scotta.
Luna aż tak ważna nie jest i szczerze powiedziawszy, ja również zawsze wolałam grecką (głupi rzymianie ściągnęli wierzenia, jak tak można?!). A scen z serialu już chyba więcej nie przewiduję. One powstały z jednej strony po to, by tę historię jakoś wpleść w serialową (a się rozpisuję, bo każdy wie o co chodzi. Chyba), a z drugiej, powstały właśnie w chwili oglądania - byłam wściekła na Malię za to, co zrobiła. On miał krew na twarzy, a ona to olała!
Tak czy inaczej cieszę się, że Ci się tu spodobało i jak zajrzałam do ciebie to szczerze powiem, że mnie zaciekawiłaś. Jeszcze nie czytałam innych par homo prócz ff.
Właśnie w serialu Scott mnie nudził i irytował, a Stiles był moim ulubieńcem. Tutaj się pozamieniali rolami :D
UsuńMam identyczne zdanie, jeśli chodzi o Rzymian. Wykorzystali całą kulturę Greków, pozamieniali bogom charaktery, dorzucili kilka własnych bóstw, a połowę greckich porzucili. Chyba Atena i Posejdon najbardziej ,,oberwali" od Rzymian :/
Och, serialową Malię to ja uwielbiałam, zanim zaczęła kręcić ze Stilesem. Chociaż liczyłam na to, że poczuje się zdradzona i dołączy do Petera ;(
Ja mam alergię na ff. Chyba istnieją tylko dwa takie opowiadania, które mi się spodobały - gdzie jedno zostało wydane na papierze i mam je na półce - czyli Rafael Bielecki i Twoja historia :D
Zamierzam jeszcze nie raz tutaj zaglądać, więc liczę na to, że następne rozdziały niedługo się pojawią :3
Weny :D
Po prostu świetne! Nawet nie wiesz jak mnie urzekłaś tym tworem. Czytam wszystkie twoje opowiadania i to jest chyba najlepsze. Z przyjemnością poznaję bohaterów i ich historie. Moim faworytem jak na razie jest Atty (i Stiles ooczywiście :)). Z niecierpliwością czekam na NN i już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńK.
Dziękuję! Nawet nie wiesz jak mi miło to słyszeć ^^.
UsuńZapraszam do siebie, na nieco inne opowiadanie odnośnie Teen Wolf
OdpowiedzUsuńNagła zmiana w Puli Śmierci, nie mogła zwiastować niczego dobrego. Ktoś nowy pojawił się w mieście, a jego intencje wobec nadprzyrodzonej strony Beacon Hills mogą być nie do końca szczere. Jednak za sprawą Dobroczyńcy, z łowcy, stała się zwierzyną, której życie wisiało na włosku, nie tylko ze względu na wysoką nagrodę, za jej głowę. Jednak powrót po latach do tego pozornie zwyczajnego miasteczka, mógł się okazać jedynym rozwiązaniem, ciążącej na niej klątwy.
http://sun-moon-true.blogspot.com/
+ oburzenie co do ankiety jak można o Parrishu i Peterze zapomnieć. :D