niedziela, 1 lutego 2015

7. Infectious

      W szkole jak zwykle wszystko było takie samo. Ten budynek zdawał się być nieczuły na wszelkie nadprzyrodzone sytuacje dziejące się w mieście. Zawsze te same szafki, te same sale, korytarze. Te ściany widziały wiele, ale nie okazują tego.
      Nawet wczorajsza pełnia nie odbiła tu swego piętna.
      Stiles szedł środkiem korytarza przyciskając bolące przedramię do klatki piersiowej, przy czym starał się je schować tak bardzo, jak tylko się da. Jego ojciec nie był zadowolony odbierając go ze szpitala po zszywaniu. Po raz pierwszy miał wątpliwości co do dziewczyny syna. Jednak Stiles myślał tylko o Malii i tym, by nie pokazać jej, że cierpi.
      Gdy trafił w końcu do klasy zasypał go grad pytających spojrzeń. Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
      – Przeżyłem – oznajmił. Scott spojrzał na niego z politowaniem.
      – Bardzo cię boli? – spytała Lydia.
      Stiles patrzył tylko na Malię, która nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Siedziała z pochyloną głową, potarganymi włosami i emanowała od niej złość.
      – Nie, no gdzie boli. Poczułem jedynie moc waszych pazurów.
      – Jej pazurów – wtrącił Isaac, za co otrzymał kuksańca od Scotta.
      – Musimy podsumować wiedzę – oznajmił. Popatrzył po twarzach przyjaciół. – Wczoraj, goniąc Malię, spotkaliśmy Zoey i Chloe oraz jeszcze jedną, bliżej nieokreśloną postać, którą zajął się Derek. Chloe przyznała się, że jest kotołakiem, więc to nie ona jest kanimą.
      – A Zoey? – spytała Lydia. Stiles drgnął.
      – Nie wiem – Scott pokręcił głową. – Ewidentnie była pod wpływem księżyca, ale nie zmieniła się w nic konkretnego. Miała jedynie oczy, jak u węża...
      – Kanima takie ma – mruknęła rudowłosa.
      – Tak, ale ona się nie zmieniła. Widziałaś Jacksona. On nie mógł sprawić, żeby przypominał człowieka nocami, a co dopiero podczas pełni! A jak z Liamem było, gdy już pobiegliśmy? – popatrzył na Kirę.
      Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
      – Bredził coś o aniele, który go wyłowił – machnęła ręką. – Chyba ta pełnia nie działała na niego zbyt dobrze.
      Scott pokiwał głową.
      Stiles porzucił wzniosłą ideę kontemplowania wraz z przyjaciółmi. Obszedł ławkę, wokół której dyskutowali i podszedł do swojej dziewczyny.
      – Malia... – wyciągnął dłoń, chcąc ją pogłaskać po ramieniu.
      Dziewczyna zerwała się jak oparzona i wybiegła z klasy.
      Do końca lekcji nikt jej nie widział.
***
      Stiles i Scott w nie najlepszych humorach mijali akurat pokój trenera, gdy usłyszeli znajomy i niepokojący dźwięk. Popatrzyli po sobie, po czym Stiles niepewnie uchylił drzwi i zajrzał do środka. Za nim głowę wcisnął Scott. Na podłodze leżały niezliczone kartki zadrukowane listą nazwisk. Drukarka z cichym brzękiem tworzyła nowe egzemplarze. Stiles pochylił się i podniósł jedną z kartek. Przeleciał po niej szybko wzrokiem i zamarł, gdy zobaczył nowe nazwiska.
      – Scott... – szepnął. – Patrz.
      Przyjaciel podszedł i zajrzał mu przez ramię. Po szybkim przejrzeniu listy otworzył usta ze zdziwienia. Nie mógł oderwać wzroku od nowych nazwisk.
      Katherine Ballsow 2
      Iris Smith 20
      Chloe Gomez 17
      Atticus Mitchell 10
      Zoey Dust 27
      Ariel Amethyst 5
      Isaac Lahey 7
      Keira Samuel 4
      Michael Weeks 15
      Sarah Junior 9
      Gavin Paradise 3
      – Iris to moja kuzynka! – syknął Stiles, patrząc z niedowierzaniem na kartkę.
      – Do niedawna to ja byłem najdroższy... – mruknął Scott. – Patrz na Zoey. Jest warta dwa miliony więcej niż ja, a ja jestem Prawdziwym Alfą...
      Przyjaciel spojrzał na niego z dezorientacją w oczach.
      – Na mnie nie patrz, nie wiem czym jest. Ale spójrz. Chloe jest kotołakiem i jest warta siedemnaście milionów! To więcej niż Malia, a ona jest rzadkim kojotołakiem...
      – I Atticus jest czymś – dodał Scott, wskazując palcem jego nazwisko. – Isaac tylko siedem... Reszty nie znam.
      – Musimy to pokazać mojemu tacie – oznajmił Stilinski. – Zwłaszcza, że Iris jest na liście. Musimy wiedzieć z czym mieszkamy.
      Chłopak wydobył z kieszeni telefon i napisał szybkiego SMSa do ojca, po czym popatrzył na przyjaciela.
      – Dlaczego nasze życie musi być takie popaprane?
      – Inaczej byłoby nudno – uśmiechnął się smutno McCall.
***
      – Mówię ci, mogliśmy z nią zostać – Chloe poprawiła jasne włosy tak, by zakrywały jak najwięcej twarzy. Atticus wzruszył jedynie ramionami.
      – Prędzej czy później i tak by się wydało.
      Dziewczyna popatrzyła na przyjaciela.
      – Teraz będą na ciebie polować, choć jesteś człowiekiem...
      Atty uśmiechnął się zadziornie.
      – Kiedyś powstanę z martwych i ich pozabijam, mówię ci. A Zoey nie stchórzyła dlatego, że się na nas gapią, ale dlatego, że on już wie – skinął głową w stronę Stilesa, który ze smutną miną patrzył w kierunku Malii. Reszta paczki Scotta dyskretnie obserwowała dwójkę przyjaciół. Tak dyskretnie, że oni od dawna o tym wiedzieli.
      – Myślisz, że za każdym jej działaniem stoi Stiles? – spytała Chloe, podchodząc do swojej szafki.
      Atticus pokiwał głową.
      – Sekrety, ucieczka, sama przeprowadzka tu... Czego ona nie robi, robi dla niego. Choć czasem sama nie zdaje sobie z tego sprawy – pokręcił głową z dezaprobatą.
      – To całkiem romantyczne – mruknęła, wyjmując książki z szafki.
      – Niezbyt, kiedy ryzykujesz non stop życie.
      I wtedy podeszła do nich Malia. Była wściekła. Jej oczy ciskały pioruny, gdy przenosiły się z Chloe na Atty'ego.
      – Gdzie Zoey? – syknęła.
      – Może grzeczniej – Atticus zmarszczył brwi i stanął lekko przed Chloe.
      Dziewczyna wzruszyła ramionami.
      – Nie ma jej. Czego chcesz? – spytała blondynka, a jej oczy zaświeciły się na zielono.
      – Chloe, spokojnie – Atticus położył jej dłoń na ramieniu.
      – A niby dlaczego?! Dobrze wiesz, jak nie znoszę wszelkich psów...
      Teraz to Malii oczy zaświeciły się. Tyle, że na niebiesko.
      – Jestem...
      – Dobrze wiem, kim jesteś. Śmierdzi tu kojotem na odległość – Chloe zmrużyła oczy. – A teraz idź stąd, zanim twoje niepohamowane instynkty zabiją wszystkich w promieniu kilku kilometrów.
      Malia patrzyła na nią jeszcze chwilę wzrokiem pełnym nienawiści, po czym odwróciła się i odeszła.
***
      Zoey leżała na kanapie w chwili, gdy usłyszała klucz przekręcany w zamku. Zerwała się i podbiegła do drzwi. Za nimi stała Keira. Jej blada cera nie przypominała już papieru toaletowego, a porcelanę, czarne włosy błyszczały, a na ustach widniał lekki uśmiech.
      Dziewczyna rzuciła jej się na szyję.
      Keira parsknęła śmiechem i również przytuliła Zoey.
      – Bez ciebie jesteśmy totalnie beznadziejni – mruknęła nastolatka, po czym puściła kobietę i chwyciła jej ogromny, podróżny plecak. Jego ciężar powinien sprawić jej problem, ale podniosła go bez przeszkód.
      – Jeśli to mają być przeprosiny za to, że wagarujesz to przyjęte – zaśmiała się kobieta i ruszyła za Zoey do kuchni.
      Dziewczyna podeszła do ostatniej szafki, otworzyła ją i jej oczom ukazała się mała lodówka. Otworzywszy ją zaczęła wyjmować zawartość plecaka. Półlitrowe butelki pełne krwi.
      Keira usiadła na kuchennym krześle i spojrzała na Zoey z niepokojem.
      – A teraz mów, dlaczego nie poszłaś  do szkoły.
      Zoey westchnęła. Ułożyła kolejne butelki bez mrugnięcia okiem. Zapasy dla Keiry się przydadzą.
      – Nie powstrzymałam się – wyznała. – Co więcej, nie powstrzymały mnie trzy pary tytanowych drzwi w piwnicy, pył wulkaniczny, łańcuchy ze srebra... Nic, rozumiesz? – spojrzała przez ramię na kobietę, która była jej matką przez pół życia, chociaż cały ten czas wygląda identycznie.
      Keira westchnęła.
      – Ale nie pokazałaś im całej siebie, prawda?
      – No, nie. Tylko oczy...
      – Czyli robisz postępy – uśmiechnęła się lekko kobieta.
      – Postępy?! – krzyknęła Zoey z trzaskiem zamykając lodóweczkę. Podniosła się i spojrzała na Keirę. – Mogłam ich wszystkich zabić! Ot tak!
      – Ale nie zabiłaś – powiedziała dobitnie starsza. – Nie po to przez rok cię szukałam, żebyś teraz panikowała podczas każdej pełni. Dawałaś sobie radę uciekając, dasz sobie radę i tu.
      Zoey zwiesiła głowę.
      – Ale ja nie chcę go skrzywdzić – szepnęła.
      Keira prychnęła.
      – Całe twoje życie kręci się wokół tego chłopaka. Uciekłaś, bo nie chciałaś go skrzywdzić. Wróciłaś, bo chciałaś go ratować, a teraz chcesz znów się chować, bo nie chcesz go ranić.
      – Czy to jest takie dziwne, że go kocham?! – wrzasnęła dziewczyna. Dłonie miała zaciśnięte w pięści, a w oczach łzy. – Gdy dowiedziałam się, że jestem potworem chciałam go ratować przed sobą!
      – Nie miał pojęcia, że istniejesz. Dopóki się nie zmieniłaś, nie zauważał cię.
      Zoey patrzyła chwilę prosto w jasnoniebieskie oczy Keiry, po czym puściła się biegiem w kierunku schodów, usiłując powstrzymać płacz.
      – Zoey, przepraszam! – rozległo się za nią. – Wiesz, że to przez mój gatunek... Jestem wredną wampirzą suką! Zoey!
      Ale ona już zatrzasnęła drzwi od pokoju, który dzieliła z Chloe. Rzuciła się na łóżko i czuła, jak gorące łzy spływają jej po policzkach. Wiedziała, że musi się uspokoić, bo w przeciwnym wypadku zniszczy pościel, ale czuła się tak źle. Jakby ktoś wyrwał jej serce, podeptał i wsadził z powrotem. Okej, Stiles jej nie kocha, ale czy wszyscy muszą jej o tym przypominać?
      – Zoey? – usłyszała pukanie i parsknęła cichym śmiechem.
      – To również twój pokój, Chloe.
      Drzwi uchyliły się  i weszła przez nie blondynka. Usiadła niedaleko przyjaciółki na sąsiednim łóżku i uśmiechnęła się lekko.
      – Wiesz, że nie chciała...
      – Wiem – przerwała jej. – Po prostu ma rację. Każde jej słowo to czysta racja. Całe moje życie kręci się wokół Stilesa. Zawsze tak było. Odkąd dostrzegłam, że jesteśmy podobni.
      – Ej, nie zawsze – mruknęła Chloe. – A wtedy, kiedy nas poznałaś? – uśmiechnęła się delikatnie.
      – Proszę cię, to było w przedszkolu – Zoey zaśmiała się. – Ale pamiętam. Atticus zabierał wszystkim zabawki, twierdząc, że kiedyś będzie królem okolicznych ziem, więc i tak należą do niego. A wtedy ty znikąd skakałaś na niego, usiłując podrapać, ale on zawsze miał nie wiadomo skąd gałązkę czegoś pachnącego i ty, jak młody kot, padałaś na podłogę.
      Obie parsknęły śmiechem.
      – A pamiętasz, jak się wkurzyłaś i znikąd w piaskownicy pojawiło się szkło? – dodała Chloe.
      – Tak, to były szalone lata dzieciństwa...
      – Dopiero potem nasi rodzice wyjawili nam prawdę, a niedługo potem zginęli.
      – A potem przeprowadziliśmy się do Beacon Hills. Tak, wiem. To w końcu moja historia, Chloe.
      – Nie zapominajmy o magicznym momencie, w którym ktoś cię ugryzł, ubzdurałaś sobie, że jesteś potworem i musieliśmy ganiać cię po Europie przez ponad rok.
      – Pocieszające – mruknęła Zoey.
      – Wiesz, co ja musiałam przetrwać? – jęknęła Chloe. – Ponad rok z samym Atticusem! Toż to była katorga!
      Zoey zachichotała. Może jednak jej życie nie kręci się tylko wokół Stilesa...
***
      Gwiazdy świeciły jasno, choć oni tego nie potrzebowali. Zgodnie z umową cała paczka stawiła się w lesie na spotkanie z Luną. Brakowało jedynie niej samej.
      – Myślicie, że to dobry pomysł? – spytała Kira, ściskając ramię Scotta.
      – Mamy wspólnych wrogów, co może nie wypalić? – mruknął Stiles, wciąż wpatrzony w Malię. Ta jednak uparcie go ignorowała.
      – Zobaczymy, co nam powie i dopiero się zastanowimy, co dalej.
      – W sumie, co mamy do stracenia? – mruknął Isaac.
      – Ona wspominała coś o ofierze – odparł Stiles, nieco zbyt uszczypliwym tonem. – Możesz się nadawać – dodał.
      Isaac tylko wzruszył ramionami, jakby na niczym mu nie zależało.
      W tym momencie wszyscy, prócz Stilinskiego, zauważyli coś jasnego w oddali. Zbliżało się z zawrotną prędkością i przypominało kawałek księżyca. Krótką chwilę później stała przed nimi Luna, wciąż lekko świecąc srebrnym blaskiem. Odgarnęła włosy na plecy i popatrzyła po zebranych.
      – Widzę, że wszyscy jesteście. Jak wam się podobała pełnia bez mojej pomocy? – zapytała, nieco zbyt pewna siebie. Po jej ustach przemknął cień uśmiechu.
      – Jakoś daliśmy radę – odezwał się Scott. – Przyszliśmy raczej zapytać o szczegóły i dopiero się zastanowimy czy skorzystać z twojej pomocy.
      Luna pokiwała głową, a drzewa wokół niej zabłysły lekko.
      – Już tłumaczę, bo nie mam zbyt wiele czasu. Cały rytuał wygląda tak, że ofiara kładzie się na Nemetonie, wszyscy, którzy chcą zwiększyć swoją moc stoją wokół drzewa w kole, trzymając się za ręce. Ja nacinam nadgarstki ofiary i wypowiadam zaklęcie. I już – wzruszyła ramionami.
      – Skąd weźmiemy ofiarę? – spytała Kira, patrząc na Lunę tak, jakby była morderczynią. – Nie będziemy nikogo zabijać.
      – Bo i nie zabijecie. Ofiarą musi być człowiek, to raz. Dwa, związany uczuciowo z biorącymi moc. I trzy musi to zrobić z własnej woli. Musi chcieć umrzeć za tę moc – oczy Luny niebezpiecznie zabłysły. – Rytuał nosi nazwę Krwawy Księżyc i wykonuje się go jak najszybciej po pełni, póki księżyc jest ogromny, ale nie ma nad wami władzy.
      Zapadła cisza. Nikt nie chciał przyznać, że jedynym człowiekiem nadającym się do rytuału jest Stiles. Malia popatrzyła na niego ukradkiem.
      – Ja to zrobię – odezwał się chłopak.
      – Nie ma mowy – warknął Scott. – Poradzimy sobie bez tej mocy, Stiles.
      – Nie – powiedział twardo Stilinski. – Chcę odpokutować za to, co robiłem jako Nogitsune. Chcę to zrobić.
      – Stiles, nie możesz – odezwała się Malia. Brunet zerknął na nią smutnym wzrokiem.
      – Muszę.
      – Nic nie musisz – oczy Scotta zaświeciły się niebezpiecznie. – Koniec dyskusji. Idziemy stąd – warknął na wszystkich nieświadomie głosem Alfy.
      Każdy, prócz Stilesa, posłusznie odszedł z nieco pustym wzrokiem. Nawet nie zauważyli kiedy Luna zniknęła.
      – Stiles, nie możesz – powiedział ponownie Scott, ale jego przyjaciel był już w drodze do swojego jeepa.
      – A masz lepszy pomysł? – spytał, nie patrząc na przyjaciela. – Nadnaturalnych jest coraz więcej. Do tego dochodzą jeszcze wilkołaki tej całej Nyx. A poza tym łowcy. Zawsze pojawiają się niedługo po nadnaturalnych. Aż się dziwię, że jeszcze ich nie ma. Spójrz prawdzie w oczy Scott. Sami sobie nie poradzimy.
      – Poprosimy o pomoc Chloe, Zoey i Atticusa. Dereka i Petera. Deatona... – McCall wyliczał sprzymierzeńców.
      Stiles pokręcił głową.
      – To będzie zbyt mało. Poza tym nie wiemy, co oni potrafią. Mam na myśli Zoey i jej przyjaciół. Ja muszę to zrobić. W końcu wam się na coś przydam.
      – Stiles, nie gadaj bzdur – warknął Scott, zagradzając przyjacielowi drogę. – To ty mnie ratowałeś w pierwszych chwilach bycia wilkołakiem. To ty, choć bez mocy, potrafiłeś nas wyciągnąć z kłopotów...
      – I teraz też to zrobię – przerwał mu Stilinski, patrząc prosto w oczy. – Pomogę. I to na większą skalę. Zostanę ofiarą. Tylko ja się do tego nadaję. I musimy wciągnąć w to Zoey, Chloe i Atticusa. I może Dereka. Ale bez Petera. Zbyt dużo ryzykujemy...
      – Nic nie zaryzykujemy! – Scott warknął tak, że aż ziemia zadrżała. – Nie ma nawet rozmowy na ten temat. Nie wykrwawisz się na tym drzewie, koniec kropka. A teraz do wozu i koniec tej dyskusji – i ruszył w kierunku skraju lasu.
      – Zachowujesz się jak rozhisteryzowana mamuśka – skwitował Stiles, dotarłszy do swojego auta, w którym czekał już wkurzony Scott.
      – To takie straszne, że się o ciebie martwię?!
      – Straszne? Nie. Wkurzające? Tak.
      Scott postanowił, że nie pozwoli przyjacielowi zostać ofiarą, ale również nie będzie kontynuował tej idiotycznej rozmowy.
      Po kilku minutach jazdy w ciszy zauważył coś za oknem.
      – Zatrzymaj się – mruknął.
      Stiles westchnął poirytowany, ale zatrzymał się, wyłączył silnik i światła.
      Na samym skraju lasu, z którego właśnie wyjechali, znajdowała się srebrna postać.
      – Luna? Co ona tutaj robi? – zdziwił się Scott.
      – Knuje za naszymi plecami, a co ma robić? – mruknął Stiles, ale jego przyjaciel już był na zewnątrz.
      Chłopak westchnął i sam również wysiadł. Skradali się chwilę, by być dostatecznie blisko. Gdy dostrzegli z kim rozmawia Luna byli niemało zaskoczeni.
      Obok srebrnowłosej postaci stała dziewczyna. Stosunkowo niska, czarnowłosa. Choć Stiles nie widział, wiedział, że ma oczy szare, niemal srebrne. Zoey Dust. Po chwili rozmowy dziewczyny się przytuliły i rozeszły. Chłopcy szybko wrócili niezauważeni do auta.
      – One się znają? – mruknął Scott. – Jak?
      Stilesa natomiast dręczyło coś innego.
      – Pamiętasz, jak Luna mówiła, że mnie zna? – Scott pokiwał głową. – Bo ja ją chyba kiedyś spotkałem. Wtedy, kiedy miałem sny z Nogitsune przychodziła do mnie w snach srebrna postać. Jestem pewien, że to ona. Raz obudziłem się i ona stała nade mną. Ale widziałem twarz Zoey... Jak tak teraz pomyślę, to wygląda tak, jakby to Zoey poprosiła ją o pomoc w mojej sprawie, ale skąd wiedziała? Nie było jej tu tyle czasu...
      – Pytanie nie brzmi skąd wiedziała, ale dlaczego ją o to poprosiła – wtrącił Scott.
      Stiles spojrzał na niego.
      – Sugerujesz coś?
      – Jak tak się zastanowię, to wydaje mi się, że już ci to sugerowałem.
      – Nagle coś pamiętasz, co dotyczyło Zoey?
      Scott powstrzymał się od powiedzenia tego, co chciał uświadomić przyjacielowi. Po prostu zamilkł. Jednakże to nie zmieniło faktu, że Zoey Dust powoli mu się przypominała. Choć była niczym cień. I teraz chłopak był niemal pewien, że owy cień jest zakochany w jego przyjacielu. A przynajmniej był.
***
      Leżę na zimnej, betonowej podłodze w skarbcu Hale'ów. Nie do końca wiem co się dzieje. Wirus miał działać tylko na wilkołaki, a zaatakował jeszcze Malię, mnie i Chloe. Niewyraźnie widzę Malię przytuloną do Stilesa, Kirę i Scotta w przeciwnym końcu sali, Chloe opierającą się o Atty'ego, gdzieś w głębi słyszę Isaaca.
      – Umrzemy tu? – pyta Kira lekko drżącym głosem.
      Scott jedynie głaszcze ją po ramieniu.
      – Chyba nas szukają – mruczy Isaac.
      Skupiam się na dźwiękach i zdaję sobie sprawę z tego, że ma rację.
      – Ktoś musi wyjść – podejmuje decyzję Scott. Jak na Prawdziwego Alfę przystało.
      Z ziemi podnosi się Stiles, oddając kurtkę Malii. Zaraz potem widzę jak Atticus podchodzi do mnie.
      – Ja też pójdę – szepcze do mnie. – Pomogę mu.
      Kiwam lekko głową, nie mogąc utrzymać jej w pozycji, w której bym chciała. Czuję, że coraz bardziej słabnę. Gdy Atticus odchodzi podnoszę się ostatkami sił i patrzę w stronę jego i Stilesa.
      – Nie zostawiaj mnie... – szepczę i padam na ziemię.
      Nie jestem pewna czy powiedziałam to do przyjaciela czy może do Stilesa...
***
      Zoey wzięła głęboki wdech i otworzyła oczy. Zobaczyła, jak jej znajomi podnoszą się, żyją. Niedaleko do Malii podbiegł Stiles. Coś w środku Zoey ścisnęło się boleśnie, gdy na nich patrzyła.
      Natomiast, kiedy zorientowała się, co ma na twarzy chłopak, była wręcz przerażona.
      – Stiles... – odezwała się cicho Zoey, jakby jeszcze nie do końca dobrze się czując.
      Jednak oczy chłopaka spoczywały na półleżącej obok niej Malii.
      – Masz krew na twarzy... – Zoey wydawała się być szczerze przerażona, ale on tego nie dostrzegał.
      Próbował przytulić Malię, lecz ta się odsunęła. Wstała i wyszła bez słowa pozostawiając mu jedynie kartkę z Pulą Śmierci. Z jej imieniem i nazwiskiem Hale.
      – Stiles, to twoja krew? – Zoey nie dawała za wygraną.
      Spojrzał na nią pustym wzrokiem. Zaczęła przesuwać delikatnie palcami po jego twarzy.
      – Uff, nie twoja.
      Stilinski zamrugał i popatrzył na nią uważnie. Coś w jej żołądku zatrzepotało, ale zaraz padło martwe, bo chłopak bez słowa podniósł się i odszedł. Zapewne w ślad za Malią.
      – Hej, Zoey, już dobrze – znikąd pojawiła się Chloe i przytuliła ją.
      Dust schowała głowę w ramię przyjaciółki i, mając nadzieję, że wszyscy opuścili już skarbiec, rozpłakała się.
__________________________________________
Hej!
Ja zaraz wracam do szkoły, więc postanowiłam skończyć ten rozdział w końcu :)
I mam jeszcze serdeczną prośbę: Jeśli czytasz to skomentuj, bo nie wiem czy ktokolwiek tu zagląda :)


6 komentarzy:

  1. ja dzisiaj tutaj po raz pierwszy zajrzałam :3 zamierzam komentować :D
    Luna mnie nie urzekła. Ale ja mam jakąś wrodzoną niechęć, jeśli chodzi o postacie z rzymskiej mitologii... Jakoś zawsze ciągnęło mnie bardziej do greckiej :D
    Scott, jak w serialu mnie aż tak nie zachwycił, tak teraz jest moim ulubieńcem!
    Podoba mi się opowiadanie, aczkolwiek gorzej mi się czyta fragmenty pierwotnie będące częścią serialu :/
    Weny, weny, weny, weny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przeczytałam wszystkie Twoje komentarze i jest mi bardzo miło, że pomimo niechęci do ff spodobało ci się moje opowiadanie :D.
      To świetne uczucie, kiedy czytelnik ma swoje zdanie na temat postaci stworzonych przez autora, np. to, że nie lubisz mojego Stilesa, albo kochasz Scotta.
      Luna aż tak ważna nie jest i szczerze powiedziawszy, ja również zawsze wolałam grecką (głupi rzymianie ściągnęli wierzenia, jak tak można?!). A scen z serialu już chyba więcej nie przewiduję. One powstały z jednej strony po to, by tę historię jakoś wpleść w serialową (a się rozpisuję, bo każdy wie o co chodzi. Chyba), a z drugiej, powstały właśnie w chwili oglądania - byłam wściekła na Malię za to, co zrobiła. On miał krew na twarzy, a ona to olała!
      Tak czy inaczej cieszę się, że Ci się tu spodobało i jak zajrzałam do ciebie to szczerze powiem, że mnie zaciekawiłaś. Jeszcze nie czytałam innych par homo prócz ff.

      Usuń
    2. Właśnie w serialu Scott mnie nudził i irytował, a Stiles był moim ulubieńcem. Tutaj się pozamieniali rolami :D
      Mam identyczne zdanie, jeśli chodzi o Rzymian. Wykorzystali całą kulturę Greków, pozamieniali bogom charaktery, dorzucili kilka własnych bóstw, a połowę greckich porzucili. Chyba Atena i Posejdon najbardziej ,,oberwali" od Rzymian :/
      Och, serialową Malię to ja uwielbiałam, zanim zaczęła kręcić ze Stilesem. Chociaż liczyłam na to, że poczuje się zdradzona i dołączy do Petera ;(
      Ja mam alergię na ff. Chyba istnieją tylko dwa takie opowiadania, które mi się spodobały - gdzie jedno zostało wydane na papierze i mam je na półce - czyli Rafael Bielecki i Twoja historia :D
      Zamierzam jeszcze nie raz tutaj zaglądać, więc liczę na to, że następne rozdziały niedługo się pojawią :3
      Weny :D

      Usuń
  2. Po prostu świetne! Nawet nie wiesz jak mnie urzekłaś tym tworem. Czytam wszystkie twoje opowiadania i to jest chyba najlepsze. Z przyjemnością poznaję bohaterów i ich historie. Moim faworytem jak na razie jest Atty (i Stiles ooczywiście :)). Z niecierpliwością czekam na NN i już nie mogę się doczekać.
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Nawet nie wiesz jak mi miło to słyszeć ^^.

      Usuń
  3. Zapraszam do siebie, na nieco inne opowiadanie odnośnie Teen Wolf

    Nagła zmiana w Puli Śmierci, nie mogła zwiastować niczego dobrego. Ktoś nowy pojawił się w mieście, a jego intencje wobec nadprzyrodzonej strony Beacon Hills mogą być nie do końca szczere. Jednak za sprawą Dobroczyńcy, z łowcy, stała się zwierzyną, której życie wisiało na włosku, nie tylko ze względu na wysoką nagrodę, za jej głowę. Jednak powrót po latach do tego pozornie zwyczajnego miasteczka, mógł się okazać jedynym rozwiązaniem, ciążącej na niej klątwy.

    http://sun-moon-true.blogspot.com/

    + oburzenie co do ankiety jak można o Parrishu i Peterze zapomnieć. :D

    OdpowiedzUsuń