środa, 7 stycznia 2015

3. Troubles

      Słońce zapowiadało swoje przybycie różową poświatą widniejącą na horyzoncie. Cisza wisiała w powietrzu mieszając się z niedobitkami snu. Pan Hanks – woźny Beacon Hills High School – leniwie posuwał swój wózek do przodu po pustych korytarzach. Nie był pierwszej młodości, raczej stał już nad grobem. Jego srebrna broda i wąsy kontrastowały z ciemną skórą. Tik nerwowy sprawiał, że usta drgały mu co jakiś czas. Podrapał się po szyi i chwycił dwie kredy. Doczłapał do tablicy w pustej klasie i odłożył je.
      Westchnął cicho i ruszył na dalszy obchód.
      Pierwsze promienie oświetlały już parking przed szkołą, gdy pan Hanks postanowił sprawdzić jeszcze czy kosze na śmieci za szkołą nie zostały zdewastowane. Cicho pogwizdując ruszył za szkołę.
      I to był, w pewnym sensie, największy błąd jego życia.
      Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało prawidłowo. Woźny podszedł jeszcze i zajrzał do poszczególnych pojemników by mieć pewność, że żaden uczeń po imprezie się tu nie zatrzymał. Zatrzasnąwszy ostatnie wieko pomyślał, że może już z czystym sumieniem iść do domu, ale gdy się odwrócił obleciał go strach.
      Zobaczył wysoką, człekokształtną postać z dużą ilością futra i o błyszczących czerwonych oczach. Więcej staruszek nie był w stanie zobaczyć, bo długie i ostre pazury rozorały mu twarz. Wrzasnął z bólu i padł na kolana. Ręką sięgnął do twarzy. Oprawca skoczył na mężczyznę i szarpał pazurami tak długo, aż z woźnego została jedynie mokra plama.
***
      Gdy Scott dojechał pod szkołę zastał tam niemałe zgromadzenie. Zdezorientowany zdjął kask i odłożył go na swój motor, poprawił plecak i ruszył w stronę miejsca zainteresowania. Wyglądało na to, że cała szkoła jest tutaj. Kątem oka zarejestrował obecność Parrisha i przeszły go ciarki. Jeśli jest tu policja, to znaczy, że...
      – Scott! – chłopak usłyszał Stilesa dokładnie w tej samej chwili, w której przyjaciel uwiesił mu się na plecach. – Coś się stało.
      – Właśnie widzę. Wiesz coś? – spytał, co jakiś czas zerkając w stronę mijających ich policjantów.
      – Tata mnie podwiózł i wtedy do niego zadzwonili. Rozszarpano woźnego. Dosłownie. Widziałem kawałek. Przypominał bardzo krwisty stek – Stiles wyrzucał z siebie informacje z prędkością karabinu maszynowego.
      – Znaleźli jakieś ślady sprawcy? – szepnął Scott. Stiles zastanowił się chwilę.
      – Tata powiedział, że długą czarną sierść, a kamery zaobserwowały szybki i duży ciemny kształt. Obstawiałbym zbłąkanego Betę.
      Scott pokręcił głową.
      – Beta by się raczej teraz nie zmienił, do pełni jeszcze trochę czasu. Myślę, że to był Alfa – w głosie Scotta słychać było lekkie przerażenie.
      Stiles wzniósł oczy ku niebu.
      – Czy my nie możemy mieć chwili spokoju?
      – Ale chwili spokoju od czego? – znikąd pojawiła się Kira. – I co tu się dzieje? – rozejrzała się zdezorientowana wokół siebie.
      – Zamordowano pana Hanksa. Prawdopodobnie był to Alfa – wyjaśnił jej to szybko Scott. 
      Dziewczyna popatrzyła na nich zmartwionym wzrokiem.
      – Pójdę poszukać Malii – zaproponowała i po chwili zniknęła w szkole.
      Stiles i Scott spojrzeli po sobie. Już mieli wracać, gdy McCall dostrzegł zbliżającą się Lydię. W jej kroku było coś dziwnego. Jakby się chwiała. Chłopak szybko podszedł do niej, a w ślad za nim Stilinski.
      Z bliska Lydia wyglądała jeszcze gorzej. Była trupioblada, z cieniami pod oczami, szła wolno, niemal potykając się o własne stopy. Nieułożone rude włosy opadały jej pasmami na twarz. Wyglądała jak nie ona.
      Scott objął ją opiekuńczo ramieniem, chcąc by się oparła, natomiast Stiles wypalił.
      – Co się dzieje?
      Lydia spojrzała na niego zmęczonym i nieco pustym wzrokiem.
      – Całą noc krzyczałam, dziwne, że nie słyszałeś – spojrzała szybko na Scotta. – Nie mogłam zasnąć. Wszędzie czuję śmierć, jakby każdy był zagrożony. I te głosy... Już wiem dlaczego Meredith wylądowała w Eichen House.
      Stiles popatrzył na nią ze współczuciem.
      – Nemeton przyzywa mnóstwo nowych nadnaturalnych, będzie coraz gorzej – oznajmił Scott, ruszając w kierunku drzwi.
      – Wielkie dzięki, panie pocieszycielu – syknęła Lydia. 
      Gdy przekroczyli próg oznajmiła, że czuje się nieco lepiej i wyplątała z ramion Scotta, po czym odeszła z, charakterystyczną sobie, gracją.
      – Będzie coraz gorzej? – zacytował przyjaciela Stiles.
      – No co? Taka prawda – Scott westchnął. – Podsumowując, mamy na głowie Pulę Śmierci, nowych w mieście, których są chyba miliony, twoją tajemniczą Zoey, umierającą Lydię, Malię, która nie wie, kto jest jej ojcem i jeszcze parę innych.
      – Berserkerzy, Kate Argent... – dodał Stiles, na co Scott zmroził go wzrokiem.
      – Strasznie dużo ich – mruknął.
      – Nie zawsze da się wszystkich uratować – powiedział Stilinski. Było mu żal przyjaciela, jak wszystkich wokół.
      Ku zdziwieniu bruneta Scott obrzucił go wściekłym spojrzeniem.
      – Wiem, że mogłem uratować Allison! Gdybym tylko był bardziej uważny... – syknął, ale bardziej do siebie niż do Stilesa, po czym zerwał się i puścił biegiem przez korytarz.
***
      – Chciałabym dołączyć do drużyny lacrosse – oznajmiła Chloe.
      Atticus parsknął niekontrolowanym śmiechem, a Zoey zakrztusiła się sokiem, który piła. Chloe była filigranową, uroczą blondynką o miodowym odcieniu włosów, a z jej dużych bursztynowych oczu biła niewinność.
      – Wiesz, że ta gra wymaga agresji? – spytał Atticus, szczerząc się. Szybko otrzymał kuksańca od Zoey.
      – Przypominam ci, że nie raz byłeś silnie poturbowany po tym, jak ją wkurzyłeś – mruknęła. – Ale mimo to nie wyobrażam sobie ciebie na boisku – spojrzała przepraszająco na Chloe.
      Dziewczyna zmarszczyła brwi i oparła się o swoją szafkę.
      – Ale Kira Yukimura ostatnio dostała się do drużyny. I gra w niej też ten Stiles, który ponoć nic nie umie, więc dlaczego ja nie mogę?
      Zoey poprawiła torbę zwisającą z ramienia.
      – Bo musiałabyś wykorzystywać swoje zdolności, by nie dać się zabić.
      – Dyskryminujesz moją inność – fuknęła dziewczyna. Zoey wzniosła oczy ku niebu.
      – A ja chciałbym zobaczyć jak dajesz radę kilkunastu napakowanym nastolatkom – oznajmił Atticus. Wiadomo było, że zbyt długa cisza z jego strony jest niepokojąca.
      Obie spiorunowały go spojrzeniem.
      – Dobra, dobra – uniósł ręce w obronnym geście, ale z jego ust wciąż nie schodził uśmieszek.
      Rozbrzmiał dzwonek. Zoey i Chloe skrzywiły się słysząc go. Atticus zachichotał. Blondynka zatrzasnęła szafkę i zaczęła iść tyłem.
      – To widzimy się za godzinę chyba – oznajmiła. 
      Jej przyjaciele pokiwali głowami.
      I w tym momencie ktoś z impetem wpadł na Chloe.
      Zoey rzuciła się, by jej pomóc, a Atticus, jak to on, zanosił się śmiechem.
      – Nie zauważyłam kiedy się zbliżył – mruknęła na ucho przyjaciółce Chloe. 
      – Ja też – odpowiedziała Zoey. Rozejrzała się.
      – Przepraszam, nie zauważyłem was – odezwał się chłopak, na widok którego Chloe musiała się powstrzymać, by nie przewrócić oczami. Miał ciemne włosy z jasnymi przebłyskami i błękitne oczy. Uśmiechał się przepraszająco.
      Zoey odpowiedziała tym samym, po czym odezwała się.
      – Zoey, miło cię poznać. Ta, na którą wpadłeś to Chloe, a człowiek, którego wszystko śmieszy to Atticus – i podała mu rękę.
      – Liam – chłopak chętnie ją uścisnął.
      I Zoey już wiedziała.
      Po chwili wszyscy się już znali, a w międzyczasie dołączył do nich przyjaciel Liama – Mason. Zaraz się zmyli tłumacząc lekcją matematyki, a Chloe spojrzała na Zoey i powiedziały w jednej chwili.
      – Wilkołak.
      – Beta.
      – Dlaczego ja tak nie umiem? – jęknął Atticus, na co dziewczyny parsknęły śmiechem. – Idź już Chloe na tę twoją matmę – mruknął i ruszył w stronę swojej klasy. Zoey chichocząc podążyła za nim.
***
      Na następnej przerwie Atticus był już niemal pewny, że któraś z jego przyjaciółek spodobała się Liamowi, ale nie był pewien która. Jak na wilkołaka przystało odnalazł ich błyskawicznie i błyszczącymi z podekscytowania oczami poinformował o zbliżającej się imprezie. Dziewczyny, olśniewając uśmiechami, chętnie się zgodziły, natomiast on sam był raczej naburmuszony.
      – Atty, co jest? – Zoey dźgnęła go widelcem w ramię, gdy spożywali lunch.
      – Leci na którąś z was – oznajmił. 
      Dziewczyna zachichotała.
      – Zazdrosny jesteś?
      – A żebyś wiedziała – odparł, próbując udawać powagę. – Zawsze byłem tylko ja, a teraz jakiś Stiles, jakiś Liam. I co dalej? Zaczniecie się umawiać z trytonami?
      – Awww, zazdrosny jesteś – zaśmiała się i przytuliła go.
      – A wam co? – Chloe stanęła obok stolika z tacą pełną przeróżnych potraw i patrzyła na nich ze zmarszczonymi brwiami.
      – Zoey zrozumiała, że mnie kocha – oznajmił Atticus, odsuwając się od przyjaciółki. Na jego twarzy znów zagościł znajomy uśmieszek.
      – Ach, bo już się bałam, że coś nowego – Chloe dosiadła się i zabrała za jedzenie.
      – Ty naprawdę to wszystko zjesz? – spytał Atticus, patrząc krytycznie na trzy kawałki łososia, cztery różne surówki i dwie wielkie łyżki ziemniaków.
      Chloe spojrzała na niego jak na idiotę.
      – A ile już razem mieszkamy? Jadałam więcej, poza tym, taka moc jak moja wymaga energii – oznajmiła i wgryzła się w swoje brokuły.
      Zoey przewróciła oczami i rozejrzała się po stołówce.
      Szybko odnalazła wzrokiem Liama, który cały rozentuzjazmowany opowiadał coś Scottowi, Kirze, Malii, Lydii (która nie wyglądała zbyt dobrze) i Stilesowi. Potem wskazał palcem ich stolik i Zoey poczuła na sobie wzrok całej szóstki. Odwróciła się podejrzanie szybko.
      – Jesteś cała czerwona – oznajmił Atticus, który właśnie zabrał się za swój kawałek pizzy. – Proponowałbym zainwestować w lepszy podkład, tak by nikt nie widział twojego rumieńca na jego widok.
      Chloe pod stołem kopnęła go w piszczel.
      – No proszę. Kobieta mnie bije – dodał, ale widząc spojrzenie obu dziewczyn, zamknął się.
***
      – Nie sądzę, aby ta impreza była dobrym pomysłem – to były pierwsze słowa Scotta na propozycję Liama.
      Malia posmutniała, Kira wzruszyła ramionami, a Lydia w ogóle się tym nie przejęła.
      – Ale moglibyśmy odnaleźć nowych nadnaturalnych – powiedział Stiles. Tak jak wszyscy patrzył się w stronę stolika Zoey. Ta jednak szybko odwróciła się. – I zaraz potem jest pełnia. To dałoby nam ogląd ile osób jest potencjalnie niebezpiecznych.
      Scott chciał się nie zgodzić, ale rozumowanie jego przyjaciela było zbyt racjonalne i nie mógł.
      – Dobra, idziemy przypilnować te dzieciaki.
      Stiles zerknął jeszcze w stronę stolika Zoey i jej przyjaciół, a chwilę potem jedyne co widział to podejrzliwe spojrzenie Malii.
***
      – Tato! Wróciłem! – oznajmił swoje przybycie Stiles, trzasnąwszy drzwiami.
      Ruszył do kuchni i zajrzał do lodówki czy dziś również będzie musiał pożywić się pizzą. Na szczęście znalazł coś jadalnego i po chwili odgrzewał sobie zupę.
      Czekając, aż danie stanie się ciepłe powoli zmierzał do swojego pokoju, gdy usłyszał głosy.
      – Wiem, Melisso, ale rozumiesz, to tylko dzieci...
      – Tata? – szepnął Stiles i, najciszej jak umiał, podszedł do drzwi od salonu.
      – Wiem... Wiecie już co się stało z Evanem?
      Stiles usłyszał westchnięcie.
      – Nie pytałem chłopców o to. Uznałem, że pewnie kolejny nadnaturalny stwór. Przeraża mnie to, że jest ich ostatnio coraz więcej. Poza tym, zaatakowano Parrisha parę dni temu. Ktoś próbował go spalić.
      – To straszne. I dziwne – odpowiedziała mama Scotta.
      – Tak, a do tego przyszedł list z Eichen House. Chcą pieniądze za pobyt Stilesa, a ja nie mam...
      Stiles uznał, że nie chce więcej słuchać. Zapomniał o zupie i zaszył się w swoim pokoju.
***
      Derek, jak co wieczór, wybrał się pobiegać. Chciał na chwilę zapomnieć o problemach i polujących na niego chciwych ludziach. Chciał poczuć moc, wiatr i potęgę. Choć księżyc od dłuższego czasu był jedynym oświetleniem okolicy Hale się tym nie przejmował. Ale z drugiej strony każde zerknięcie na srebrny glob przypominał mu o zbliżającej się nieubłaganie pełni.
      Po kwadransie zatrzymał się na chwilę by się porozciągać, zrobić parę pompek.
      I wtedy coś poczuł.
      Błyskawicznie skoczył na prawo i zderzył się z pędzącym obiektem. Padł na ziemię, a staranowane stworzenie poturlało się nieco dalej. Derek niemal natychmiast podniósł się, przybrał postać wilkołaka i z wysuniętymi pazurami podszedł do leżącej postaci.
      Dziewczyna jęknęła cicho i powoli podniosła się z ziemi. Miała długie brązowe włosy, i jak się chwilę później okazało, równie ciemne oczy. Popatrzyła nieco nieprzytomnie na Dereka, ale gdy dostrzegła, z kim zadarła cofnęła się parę kroków.
      Derek, oceniwszy zagrożenie, powrócił do ludzkiej postaci.
      – Co twój gatunek tu robi?
***
      – Proszę, pomóż mu – błagałam, mając już prawie łzy w oczach.
      Blondynka pokręciła głową, a jej włosy z każdym ruchem roztaczały wokół siebie srebrzysty blask.
      – Błagam cię! – wrzasnęłam.
      – Nie jesteś banshee, Zoey. Nie zmusisz mnie do tego.
      – Proszę cię tylko raz. To jedyna przysługa w całej naszej znajomości! – niemal płakałam, a ona wciąż uparcie odmawiała.
      – Wiesz, jak się może dla mnie skończyć zadarcie z Nogitsune? – blondynka zacisnęła usta w wąską linię. – Nie mogę, Zoey.
      – Chcę tylko żebyś weszła do jego snów i pomogła mu walczyć z tym demonem. W snach nic ci nie zrobi. Błagam cię.
      – Dobrze. Pomogę mu. Jak ma na imię?
      – Stiles.
________________________________________________________________________
Dopiero teraz się z Wami przywitam, bo dzięki takim dwóm, co mnie w rzeczywistości poganiają, piszę niemal co dzień nowy rozdział haha. Tak, więc witam i mam nadzieję, że Ci się tu spodoba :3.


3 komentarze:

  1. Podoba mi się... i to bardzo :3 ja Cię mogę poganiać w wirtualnym świecie, jak tylko nadrobię rozdziały...
    aggr, muszę czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, jak mi szkoda woźnego... (*)
    Jezu, Atty moim bogiem. Pieprzyć jego imię, jest zajebisty!
    I ten ostatni fragment z perspektywy Zoey... Po prostu cudeńko.
    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czyta się tak lekko, ale z napięciem. Czym jest to coś, co atakuje ludzi? Po prostu majstersztyk, muszę lecieć czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń