Znów
powracam do czasu przeszłego. Wybaczcie.
Zoey
tak do końca nie rozumiała w jaki sposób udało im się wydostać
tego dołu. Stiles coś wymyślił i chwilę później stali już w
środku lasu zziębnięci i zmęczeni. Stiles przestąpił z nogi na
nogę i rzucił pogardliwe spojrzenie na ich małe więzienie.
– Kto
mógł wpaść na tak genialny pomysł? – mruknął pod nosem, a
Zoey jedynie wzruszyła ramionami. Chłopak spojrzał na nią i
uśmiechnął się krzepiąco. – Ej, wydostaliśmy się – dodał,
usiłując wykrzesać z Dust choć odrobinę entuzjazmu.
Ale
ona patrzyła tylko na jego siną z zimna skórę i to, że próbował
ukryć dreszcze.
– Może
chodźmy – zaproponowała i, zerknąwszy w gwiazdy, zdecydowała,
że trzeba iść w lewo. Stiles, po krótkim wyjaśnieniu, ruszył za
nią.
– Nadal
jesteś w klubach wielbicieli fantastyki? – spytał po chwili
ciszy.
Zoey
zerknęła na niego zdezorientowana.
– Kiedyś
byłaś. I widywałem cię w klubie szachowym. I wielbicieli
"Gwiezdnych Wojen". A teraz?
– Jedi
młodym być przestałam dawno – odparła i zachichotała. – A na
spotkaniach klubu nie byłam od przemiany. – Wzruszyła ramionami.
– Teraz mam własną fantastykę – uśmiechnęła się
półgębkiem.
– Ale
czyż to nie jest lepsze? – zapytał, a blask w jego ciemnych
oczach Zoey zdołała dostrzec nawet w ciemnym lesie. – Własne
pojedynki, walki, tajemnice... Czy w innym wypadku miałabyś za sobą
uderzenie dwumetrowego wilkołaka kijem bejsbolowym? Bo ja nie.
Zoey
parsknęła śmiechem, co rozniosło się echem po okolicy.
– Coś
w tym jest – przyznała.
– W
atakowaniu większych od siebie, uzbrojonych w pazury, tylko kijem
bejsbolowym?
– To
jest niezbyt inteligentne. Mam na myśli ten cały nadnaturalny
świat. Niby zawsze go pragnęłam, ale jak już się stał nie byłam
szczęśliwa.
– Ja
też nie byłem. Na samym początku to mnie chciał zabić Scott.
Nawet, gdy nie było pełni – jęknął, na co dziewczyna znów się
zaśmiała.
– Ale
sporo osób zginęło...
– I
sporo narodziło się na nowo – przerwał jej Stiles. – To, co
się dzieje wokół nas to nie nasza wina. To nie my ich wszystkich
zabijamy, tylko inni. Długo o tym myślałem, wiesz, po Nogitsune.
Zoey
pokiwała głową, choć w ciemności nie był w stanie tego
zauważyć.
– Rozumiem
cię. Nawet za dobrze.
***
Następny
dzień dla nikogo nie zaczął się dobrze. Scott był zmartwiony
zaginięciem Stilesa i Zoey, podobnie jak Chloe i Atticus. Isaaca w
ogóle nie było w szkole, za to Liam przemierzał korytarze z
uśmiechem od ucha do ucha. Lydia wkroczyła do budynku z
cierpiętniczą miną, westchnęła minąwszy Scotta i udała się w
stronę klasy, gdzie zajęcia miał Chase, w międzyczasie
przywdziewając na usta uroczy uśmiech.
McCallowi
ciężko było się skupić, wiedząc, a raczej nie wiedząc, co
dzieje się z jego przyjaciółmi. Jako wilkołak traktował ich
bardziej jak część stada. Tymczasem jego prawa ręka zniknęła
wraz z prawdopodobnie jedną z najsilniejszych stworzeń na świecie.
Tak, Scott był genialnym przywódcą.
Gdy
siadał w ławce miał na tyle beznadziejny humor, że nie
rejestrował praktycznie niczego wkoło. Ilekroć przypadkiem zerknął
na puste siedzenie Zoey, nie wiedział, co myśleć. A gdy chwilę
potem zerknął na krzesło Stilesa...
Pierwszą
lekcję bardziej przeleżał, niż przesiedział. Po dzwonku,
powłócząc nogami dotarł do swojej szafki i zastygł w bezruchu.
Uświadomił sobie coś. A raczej kogoś. A jeszcze ściślej to brak
kogoś. Od rana nie usłyszał wysokiego i jakby lekko
podenerwowanego głosu Kiry, nigdzie nie widział jej drobnej osoby.
Rozejrzał się wkoło, jakby miało mu to pomóc. Złapał się na
tym, że miał wrażenie, że za chwilę Stiles uderzy go w ramię i
mruknie:"Hej, stary". Ale tak się nie stało. Był sam na
korytarzu pełnym uczniów. Sam i całkowicie bezradny.
Oparł
się czołem o szafkę i westchnął. Trzeba się wziąć w garść,
mówił sobie. Jeszcze raz odetchnął i odwrócił się z zamiarem
ruszenia w stronę klasy od języka angielskiego, lecz nie zdołał.
Kątem oka zarejestrował znajome czarne włosy. Przekręcił ciało
wodząc wzrokiem za znajomą dziewczyną.
Korytarzem
szła Kira. Bez plecaka czy torby, z rękami zwisającymi bezwładnie
po obu stronach ciała. Po prostu szła.
– Kira!
– krzyknął za nią Scott, ale dziewczyna zdawała się go nie
słyszeć.
Rzucił
swój plecak i podbiegł do niej.
– Kira...
– Już miał się uśmiechnąć, ale dostrzegł jej pusty wzrok i
twarz pozbawioną wyrazu. – Nie... – Zdołał z siebie wyrzucić
jedynie westchnięcie.
– McCall!
Musimy porozmawiać o twoich ocenach. – Zza rogu wyłonił się
nauczyciel chemii i zagarnął chłopaka mocnym uściskiem. Scott
mógł mu się wyrwać, używając jedynie wilkołaczej siły, a to
skutkowałoby sporymi ranami u mężczyzny. Z bólem w sercu
odpuścił, posyłając ostatnie, zlęknione spojrzenie na spokojnie
zmierzającą ku wyjściu Kirę.
***
– Nie
mogę już patrzeć na jego zaślinioną gębę – mruknął
Atticus, ostentacyjnie przewracając oczami na widok Liama. Znajdował
się w klasie Chloe i nie przejmował faktem brudzenia czyjegoś
krzesła butami. Poprawił się na ławce i zerknął na dziewczynę.
Była
zmartwiona, ale mała bruzda na czole sugerowała, że się martwi.
– Daj
mu spokój, szczęśliwy jest – mruknęła Chloe i przeczesała
palcami jasne włosy.
Atty
zmrużył swoje nowe zielone tęczówki i odparł.
– Ale
ta blondyna mi się nie podoba.
– I
dobrze – skwitowała.
Atticus
zachichotał, po czym sięgnął po drobną dłoń Chloe. Gdy ta nie
zabrała ręki, ani nie zaczęła gryźć, chłopak uznał, że chyba
jej to nie przeszkadza.
– Mogę
spytać, czym jesteśmy? – odezwał się, wlepiając w nią
spojrzenie.
– Ja
jestem kotołakiem, a ty elfem. – Chloe wzruszyła ramionami, ale
nawet nie ściszyła głosu. To był niepokojący znak. Atticus
puścił jej dłoń i skierował się do wyjścia ze wzrokiem
wlepionym w podłogę.
***
Kira
szła spokojnym krokiem przez las. Gdy dotarła nad jezioro słońce
właśnie chowało się za chmurami. Lekki wietrzyk kołysał
spokojnie wodą, a dziewczyna bez mrugnięcia okiem zmierzała ku
tafli. Nie zdjąwszy butów weszła do jeziora. Nie zwalniała. Po
prostu szła, będąc coraz bardziej zanurzoną. Kiedy woda sięgała
jej klatki piersiowej, uniosła lewą dłoń prosto w niebo. Z
drobnej ciemnej chmurki walnął piorun. W sam środek jeziora. Huk,
jaki mu towarzyszył przyćmił wrzask dziewczyny.
Zapadła
cisza, a jej ciało powoli tonęło.
***
Lydia
odgarnęła włosy na plecy i uśmiechnęła się do zamkniętych
drzwi. Poprawiła spódnicę i zapukała. Drzwi otworzył jej
roztrzepany blondyn z nieobecnym wzrokiem. Gdy dostrzegł, kto stoi
przed drzwiami, speszył się nieco i zawołał Chase'a. Lydia
wkroczyła do ich małego mieszkanka i rozejrzała się, wciąż z
uśmiechem. Szukała wzrokiem czegoś, co mogło być Bestiariuszem.
Po prawej stronie pokoju, który zdawał się być salonem, stały
półki pełne książek, ale przy bliższych oględzinach wszystkie
okazywały się nowe i prawdopodobnie należące do właściciela
mieszkania. Naprzeciwko owych półek znajdowała się skórzana
kanapa, na którą rudowłosa właśnie została zaproszona. Z drzwi
na drugim końcu pokoju wyłonił się Chase. Gdy zamykał drzwi
Lydia dostrzegła, że w tamtym pokoju mieści się chyba skład
broni – błysnęły ostrza.
Dziewczyna
zaśmiała się nerwowo.
– Cześć
– zwróciła się do nowo przybyłego chłopaka.
– Hej
– ten uśmiechnął się do niej szeroko, po czym zmierzył
wzrokiem Gavina. Blondyn jedynie przewrócił oczami, chwycił leżącą
na stoliku książkę i ruszył do kolejnego pokoju.
Lydia
szybko obrzuciła wzrokiem ową książkę i zamarła, gdy
dostrzegła, że jest to skórzana, wymięta okładka Bestiariusza.
Poczuła dreszcz, bo nie miała pojęcia, jak zabrać książkę
Gavinowi, nie wzbudzając podejrzeń Chase'a.
Uznała,
że musi zgrywać idiotkę.
– A
co on ma za książkę? – spytała przesłodzonym głosem i
zatrzepotała rzęsami. Chase może i był łowcą, ale wyjątkowo
tępym. Zachowywał się jak każdy inny chłopak wcześniej. Lydia
trzepotała rzęsami i robił, co chciała.
– Taki
notatnik dla geeków – machnął ręką.
Dziewczyna
przysunęła się do niego i znów zatrzepotała rzęsami.
– Może
przejrzymy go razem?
Chase
patrzył chwilę w jej duże zielone oczy, jakby się wahał. Na jego
twarzy nagle pojawił się uśmiech i ruszył do pokoju, w którym
zniknął Gavin. Lydia odetchnęła, teraz już będzie łatwiej. Gdy
brunet wrócił z Bestiariuszem wiedziała, że musi jeszcze chwilę
posiedzieć, poudawać głupią, by potem wymknąć się z książką,
prosząc uprzednio o coś do picia.
***
Zapadł
zmrok, gdy Zoey i Stiles wynurzyli się z lasu i z radością
podbiegli do drogi. Chłopak padł na ziemię i zaczął całować
asfalt, na co dziewczyna parsknęła śmiechem i chwilę później
musiała go odciągnąć, by nie został potrącony przez ciężarówkę.
Szybko zorientowali się, którędy iść, by trafić do centrum
miasta.
– Przenocuj
u mnie – odezwał się Stiles, gdy mijali drewnianą tablicę z
napisem "Witamy w Beacon Hills". Zoey zerknęła na niego
zdezorientowana i nieco speszona. – Chyba trochę daleko do ciebie.
Zostań – namawiał, patrząc na nią z ukosa.
Chciała
się zastanowić, przemyśleć czy to dobry pomysł, ale potężne
ziewnięcie odebrało jej prawo głosu.
– Okej
– odparła. – Ale nikomu ani słowa.
Stiles
zaśmiał się i na chwilę zapadła cisza.
– Wstydzisz
się mnie? – spytał, gdy mijali stację paliw. Zoey otarła twarz,
czując, że jest cała w ziemi i liściach. Pytanie zadane przez
Stlilinskiego wydało jej się absurdalne.
– Nigdy
w życiu. Bardziej myślę o Malii. Nie chcę, żeby jeszcze bardziej
mnie nienawidziła – mruknęła i spuściła wzrok, choć w tej
ciemności, rozjaśnianej jedynie przez mdłe światło lamp
ulicznych i tak by jej nie zobaczył.
– Ona
cię nie nienawidzi...
– Przestań!
– przerwała mu. – Jakby mogła rozerwałaby mnie gołymi rękami.
Nie widzisz tego?
Stiles
gwałtownie się zatrzymał, jednocześnie szarpiąc Zoey za ramię.
– Czego
nie widzę?
Zoey
czuła jak oblewa się rumieńcem, ale postanowiła być z nim
szczera. Poza tym była zmęczona i nie miała siły wymyślać
wymówek.
– Jest
zazdrosna o mnie. O naszą relację. Boi się, że jej ciebie
zabiorę.
Stiles
zamrugał, a Zoey przełknęła ślinę.
– Zabierzesz?
– powtórzył. – Niby w jaki sposób?
– No
– westchnęła. Chciała spać. Była zmęczona i głodna. – Boi
się moich uczuć do ciebie. I może twoich do mnie.
Zapadła
cisza. Stiles ledwo ją widział, ale Zoey dostrzegała go wyraźnie.
Wszystko przez te przeklęte nadprzyrodzone moce. Widziała
niedowierzanie i coś na kształt radości. Wlepił w nią wzrok.
– A
jakie są twoje uczucia do mnie?
– Chyba
raczej ciepłe – uśmiechnęła się lekko w ciemności i
pociągnęła go za ramię w kierunku domu.
***
Wysoki,
barczysty mężczyzna wkroczył do niemal pustego baru. Na wpół
pijany już barman wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i
padł na podłogę, zasypiając. Peter Hale wzdrygnął się z
pogardą na ten widok. Minął kobietę przyssaną do pustej już
butelki po piwie i dosiadł się do osoby siedzącej w samym rogu
obskurnego pomieszczenia. Przy stoliku siedziała młoda dziewczyna o
długich czarnych jak noc włosach i białej cerze. Gdy zwróciła
dwa węgle, zwane oczami, na wilkołaka, zrobiło mu się zimno, a
sama jej postać zdawała się być otoczona ciemną mgłą.
– Dostałem
twoją wiadomość – oznajmił Peter, poprawiając się na kanapie
i chowając telefon do kieszeni.
Kobieta
uśmiechnęła się lekko.
– I
co myślisz, Peterze Hale, o mojej propozycji?
Wilkołak
pochylił się w stronę kobiety i położył dłonie na stole,
splatając je.
– Jestem
zmuszony odmówić – oznajmił, patrząc na nią hardo.
W
czarnych oczach rozmówczyni pojawił się błysk wściekłości.
– Chcesz
mi odmówić? Mi?! – syknęła, ale zaraz się opamiętała i
uśmiechnęła. – Wiem, czego chcesz. Chcesz mocy tej dziewczyny.
Zoey.
Twarz
Petera drgnęła nieznacznie. Kobieta wiedziała, że ma rację.
– Próbuj
ją zdobyć, ale masz niewiele czasu. A za odmówienie mnie, królowej
ciemności, zapłacisz. Widzę, że się nie przejmujesz – dodała
po chwili, po czym podniosła się. – Nie powiedziałam, że
zapłacisz osobiście. Masz czas do Martwego Księżyca, potem pokażę
ci jak się włada taką mocą jak tej małej Dust, a zapłaci nie
kto inny jak twoja córeczka. Żegnaj, Peterze Hale i pamiętaj, Nyx
się nie odmawia – oznajmiła i wyszła z baru.
Ani
pijany barman, ani kobieta przyssana do butelki nie zauważyła tej
sceny. A szkoda, bo była to jedna z niewielu chwil, gdy Peter Hale
czuł się przegrany.
***
Gwiazdy
błyszczały już na niebie, a Iris siedziała na kanapie w domu
Dereka wtulona w niego. Nogi miała podciągnięte, a głowę opartą
o jego klatkę piersiową. Trochę denerwował ją ruch, gdy
mężczyzna oddychał, ale co poradzić?
Wtem
rozległo się zdecydowane pukanie do drzwi. Derek zmarszczył czoło,
bowiem Peter miał klucz. Uśmiechnął się przepraszająco do Iris,
po czym wstał i ruszył, by otworzyć. Gdy do dziewczyny dotarł
zapach istoty wchodzącej, podrażnił jej czuły węch i zmusił do
przemiany. Iris syczała, obnażając zęby na dziewczynę, mniej
więcej w jej wieku o wręcz białych włosach i czarnych oczach.
– Ja
cię znam – syknęła, a jej twarz porastała coraz większa liczba
listków. – To ty zaatakowałaś Scotta. Opowiadali mi o białym
wilkołaku.
Derek,
słysząc to, odsunął się od gościa. Dziewczyna spuściła wzrok,
ale tylko na chwilę.
– Musicie
mi uwierzyć, że już jej nie pomagam.
– Komu?
– chciał sprostować Derek, stając po lewej stronie Iris. Niemal
się już zmienił.
– Nyx.
Należę do jej stada, ale nie podoba mi się to, co zrobiła,
dlatego przyszłam do was – oznajmiła dziewczyna. – Mam na imię
Elsa i naprawdę chcę wam pomóc.
Miała
tak czarne oczy, że nie dało się wywnioskować czy kłamie.
– Wiem,
że zostaliście wszyscy oszukani. Ten rytuał... Nyx i Luna to nie
siostry. To jedna osoba. Oszukała was. Pomogliście jej zdobyć
większą moc.
Elsa
błądziła wzrokiem od wściekłej nimfy do zdezorientowanego
wilkołaka, szukając choć przejawu wiary w jej słowa.
– Co
takiego zrobiła Nyx, że od niej odeszłaś? – zapytał Derek,
obejmując Iris w talii.
– Zmusiła
jedną z was do samobójstwa. Ale to nie wszystko. Sprawiła, że
jest ona teraz w jej szeregach.
***
Malia
uznała, że nie może dłużej czekać i ruszyła w kierunku domu
szeryfa Stilinskiego, by sprawdzić, czy jego syn już się odnalazł.
Bez trudu wspięła się do okna sypialni Stilesa i weszła do
środka. Ogromna ulga zalała jej serce, gdy dostrzegła, że pościel
na jego łóżku rusza się miarowo. Stiles tu jest. Żyje. Jest
bezpieczny.
Dziewczyna
podeszła do łóżka i pochyliła się, by pocałować chłopaka,
ale zorientowała się, że to nie Stiles. Jej chłopak nie miał
długich czarnych loków i nie śmierdział gadem. W jego łóżku
leżała Zoey Dust.
W
Malii wezbrała tak silna wściekłość, że niemal zabiła
dziewczynę samym wzrokiem. Zacisnęła pięści i zęby. Chwilę
walczyła ze sobą, czy zedrzeć skórę z Dust teraz, czy najpierw
ją poćwiartować. Gdy już sięgała pazurami w stronę dziewczyny
czyjeś silne ramiona oplotły ją od tyłu i nie puściły. W
przypływie szału niemal nie rozpoznała Michaela. Ten zaciągnął
ją za nadgarstki do okna i wypchnął przez nie, mówiąc:"Ja
się nią zajmę".
Jego
siostra upadła z cichym szelestem i pognała w las. Michael odwrócił
się, zmierzył wzrokiem śpiącą Dust i uśmiechnął się
upiornie. Chwycił poduszkę i mocno przycisnął ją do twarzy Zoey.
Ta, czując nagły brak tlenu, zaczęła się rzucać po łóżku, na
ślepo kopiąc go i drapiąc wysuniętymi pazurami. Po kilki chwilach
walki udało jej się sturlać z łóżka i kątem oka dostrzec
umykającego Michaela. Nie była pewna kto to, zobaczyła jedynie
błyszczące niebieskie oczy, bardzo podobne do wampirzych Keiry.
Ale
gdy się uspokoiła i zapaliła światło, dostrzegła na poduszce
ślady pazurów.
***
Lydia
szła z niewymuszony uśmiechem na twarzy przez pusty parking.
Wiedziała, że teraz się nie pomyliła. W jednej ręce niosła
Bestiariusz klanu Bloom, a w drugiej kanister z benzyną. Pomachała
do Parrisha książką i oznajmiła, stając przed nim na środku
parkingu.
– Wiem
już – i oblała jego ramię zawartością kanistra. Mężczyzna
spojrzał na nią zdezorientowany i rzucił się, by ją powstrzymać,
gdy ta podpalała zapałkę.
Rzuciła
ją i Jordan stanął w płomieniach. Ale nie czuł bólu. Jedynie
przyjemne łaskotanie. Po minięciu fali paniki zorientował się, że
jego skóra nic sobie z tego nie robi, że płonie. Podobnie jak
roześmiana Lydia.
– Feniks
– skwitowała.
B-O-S-K-I rozdział Misiek ;*
OdpowiedzUsuńWybaczam , wybaczam ważne żeby tobie było wygodniej ;)
Nyx i Luna to ta sama osoba?!?
Okey wszystko zaczyna się powoli wyjaśniać.
Och...Malia zazdrosna.Tak mi przykro, że aż wcale.Jakoś za nią nie przepadam.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział .
Pozdrawian / Anonimka
Dziękuję! Miło mi, że tak cię wciągnęłam.
UsuńCooo ej nie Kira co do jasnej nieskończonej nie ja tak nie chce szok świetny rozdział było warto czekać
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie :D Czekam na dalsze rozdziały ^^
OdpowiedzUsuń