Od
samego początku coś Malię męczyło, dlatego, bynajmniej nie
poszła do domu, a postanowiła zaczaić się na Michaela. Skrada się
bezszelestnie za chłopakiem, aż do skraju lasu, gdzie kuca za
sporym krzakiem jeżyny. Ostre gałązki wpijają jej się w niektóre
części ciała, ale nawet nie piśnie, by nie zdradzić swojej
obecności.
Michael
jest niecierpliwy. Jego lewa noga drży niespokojnie, a ręce
skrzyżowane na piersi świadczą o tym, że wolałby być daleko
stąd.
– Czekasz
na mnie? Uroczo. – Spomiędzy drzew wyłania się wysoka blondynka
o zadziornym uśmiechu i zielonych, choć aktualnie bardzo ciemnych,
oczach. Malia ją kojarzy.
– Juliette
– Michael wypowiada jej imię, jakby było ósmym cudem świata. –
Najmroczniejsza z mrocznych.
Dziewczyna
przewraca oczami, po czym siada na powalonym drzewie i przygląda się
chłopakowi uważnie spod uniesionych brwi.
– Nie
słodź. – Jednym zdaniem zamyka chłopakowi usta. – Mów o co ci
chodzi, mam ważniejsze sprawy na głowie.
Michael
drapie się po głowie, zmieszany, po czym uśmiecha się czarująco.
– Jak
wiesz, w Beacon Hills jest niejaki Scott...
– Tak,
wiem – Juliette macha ręką, ewidentnie znudzona. – Scott
McCall, Prawdziwy Alfa, jego przyjaciel człowiek, opętany niegdyś,
przyjaciółki banshee, kojotołak, kitsune, wierne bety, bla, bla,
bla... Konkrety – nakazuje władczym tonem.
– Proponuję
ci współpracę – oznajmia Michael, na co oczy wychodzą Malii z
orbit. – Dwie, tak silne istoty, jak my, powinny działać razem.
Malia
tłumi okrzyk. Juliette przygląda się chłopakowi uważnie,
przechylając głowę na prawo.
Po
chwili zrywa się ze swojego pieńka i podchodzi bardzo blisko
Michaela. Ten patrzy na nią niewzruszony. Malia widzi dokładnie jak
twarz Juliette staje się biała, a oczy i usta zamieniają się w
puste czarne dziury. Dziewczyna czuje gwałtownie opuszczające ją
siły.
Michael
odsuwa się piruetem od upiorzycy i staje za nią.
– Na
mnie to nie działa, mała.
Juliette
powraca do ślicznej, ludzkiej postaci i uśmiecha się.
– Nie
jestem zainteresowana.
Chłopak
unosi brwi.
– Nie
chcesz kolejnej dawki nadnaturalnej energii? Myślałem, że
potrzebujesz jej do życia.
Blondynka
parska śmiechem, podnosi się i cofa parę kroków.
– Chyba
mało wiesz o upiorach, mój drogi. Nie wzywaj mnie więcej, bo i tak
nie przyjdę – oznajmia, po czym po prostu rozpływa się w
powietrzu.
Malia
czeka cierpliwie, aż Michael wróci wściekły do mieszkania
Hale'ów. Walczy sama ze sobą, bo z jednej strony czuje potrzebę
ostrzeżenia przyjaciół, a z drugiej chce, by Michael zabił Zoey,
która do przyjaciół owych przyjaciół należy. I jest jeszcze
Stiles...
***
Hałas
wypełnia mury szkoły, nastolatki rozmawiają o przyziemnych i
nudnych sprawach, a Scott McCall taksuje spojrzeniem wszystko i
wszystkich. Obok niego stoi Stiles, który usiłuje wyglądać na
równie skupionego, ale nie bardzo mu to wychodzi.
Nagle
znajdująca się obok Kira podskakuje i syczy. Scott kieruje na nią
uwagę.
– Okropna
elektryczność – warczy, trzaskając szafką.
– Właściwie
to elektrostatyczność – mruczy Stiles, na co dziewczyna przewraca
oczyma.
– Od
rytuału nie mogę niczego dotknąć bez tego – jęczy Kira,
machając dłońmi tak, by nakreślić im praktycznie wszystko wkoło.
Scott
uśmiecha się delikatnie, na co ta się uspokaja.
– Ilu
właściwie mamy wrogów? – pyta Stiles ze wzrokiem wpatrzonym w
dal.
Jego
przyjaciele marszczą brwi, po czym Scott zabiera się za liczenie.
– Nyx
i jej wilkołaki. – Unosi jeden palec. – Woźnego, co na mnie
czyha. – Dodaje kolejny. – Łowców polujących na Zoey i Iris...
– Nie
zapominajmy o Peterze – wtrąca Stiles. – I z Malią coś jest
nie tak.
– Mam
wrażenie, że wrogów mamy więcej, niż nam się wydaje – odzywa
się Kira.
***
Iris
siedzi na ziemi i obserwuje trawę poruszaną wiatrem. Wszechobecna
zieleń lasu, choć przygaszona, koi jej zmysły. Pomaga na chwilę
zapomnieć o strachu. O Łowcy, czającym się na nią na każdym
kroku. Dziewczyna od dłuższego czasu czeka na Dereka – mieli
kontynuować zajęcia z samokontroli.
Wtem
kątem oka spostrzega rudą plamkę. Wiewiórka zeszła z wysokich
drzew, by poszukać pożywienia. Zwierzątko patrzy chwilę na
zafascynowaną Iris, po czym pędem wraca na drzewo. Dziewczyna
uśmiecha się, po czym podnosi z ziemi i susem wskakuje na drzewo.
Jej długie palce z łatwością trzymają się cienkich gałęzi i
niemal płaskich pieni. Pnie się za wiewiórką z radością na
twarzy i śmiechem na ustach. Nie obejrzała się, jak była już
niemal dwanaście metrów nad ziemią. Zaprzestaje pościgu i,
trzymając się lewą dłonią gałęzi, rozgląda się. Jej wzrok
chłonie każdy szczegół krajobrazu: zielone lasy, jasne polany
przecięte sznurkami dróg. Postanawia wspiąć się wyżej, łaknie
tego widoku.
Znalazłszy
odpowiednią gałąź, siada na niej, spuszcza w dół nogi i pozwala
sobie oglądać skąpane w słońcu okolice Beacon Hills.
Nagle
do jej czułego słuchu dociera szelest. Czyżby Derek już przybył?
Iris przesuwa się na gałęzi i próbuje dojrzeć ziemi. Rozlega się
trzask. Nic już jej nie utrzymuje. Spada w dół z zawrotną
prędkością. Wypuszcza z siebie stłumiony krzyk, gdy coś ciągnie
ją w górę. Iris nieruchomieje w powietrzu, w połowie wysokości
drzewa.
Orientuje
się, że ma zamknięte oczy. Otwiera je powoli i nie może im
uwierzyć. Wisi w powietrzu tak po prostu. Nie, jednak coś czuje.
Jakby łaskotanie na plecach. Iris próbuje się przekręcić, ale
jedyne, co robi, to miotanie się w powietrzu. Wyciąga dłoń i
sięga pobliskiej sosny. Staje delikatnie na grubej gałęzi, bierze
głęboki wdech i odwraca się.
Jej
oczom ukazują się przezroczyste, podłużne skrzydełka, niczym u
ważki. Przeplatane tysiącem mieniących się tęczą żyłek. Z ust
Iris wydobywa się cichy okrzyk. Po chwili orientuje się, że
skrzydełka rozerwały plecy jej koszuli.
– Iris?
– Słyszy z dołu głos Dereka.
Przełyka
ślinę, po czym skacze z sosny. Młody wilkołak był przyzwyczajony
do tego, że skacze po drzewach, ale że ma skrzydełka?
Iris
delikatnie ląduje obok niego i uśmiecha się z zakłopotaniem.
Derek wybałusza oczy.
– Co
to jest? – wskazuje dłonią na jej ważkowate skrzydełka.
– Miałam
nadzieję, że ty mi powiesz.
***
Atticus
wpada do klasy jak burza. Szybko znajduje wzrokiem Chloe, która z
niespecjalnie szczęśliwą miną rozmawia z Liamem. Podchodzi do
nich, obejmuje władczo ramieniem blondynkę, ta go odpycha i
przewraca oczami.
– Wybaczcie,
że przeszkadzam w tej porywającej wymianie zdań, ale czy
widzieliście Zoey? – pyta, patrząc po ich twarzach.
Chloe
wolno kręci głową.
– Rozdzieliłyśmy
się rano, bo chciała do łazienki. Potem jej nie widziałam.
Atty
przenosi wzrok na Liama.
– A
skąd ja mam wiedzieć? – Ten unosi dłonie w obronnym geście.
– To
dziwne – komentuje Atticus. – Stiles też zniknął. Właśnie
Scott mnie pytał, czy go nie widziałem. Był i nagle znikł.
Chloe
marszczy brwi i poprawia się na swoim siedzeniu.
– Chyba
nie myślisz, że sobie uciekli na potajemną randkę.
Atty
kręci głową, a jego usta nawet nie drgną.
– Właśnie
nie. Normalnie tobym tak powiedział, ale Zoey nie afiszuje się ze
swoimi uczuciami, a teraz nagle znikają...
– Zoey
kocha się w Stilesie? – odzywa się Liam, o którym pozostała
dwójka zdążyła już zapomnieć. Chloe zerka wielkimi oczami na
Atticusa, a ten tylko mruga do niej.
– Nic
nie słyszałeś, jasne? W przeciwnym razie obudzisz się z paprotką
owiniętą ciasno wokół szyi.
Liam
mierzy się z nim chwilę na spojrzenia, po czym rezygnuje, przełyka
ślinę i odchodzi.
Atty
uśmiecha się tryumfalnie.
– Jestem
najlepszy – mówi, a Chloe daruje sobie wszelakie komentarze.
Nadal
pozostaje pytanie, gdzie jest Zoey? I Stiles?
***
Malia
wybiega ze szkoły, nie zważając na to, że wszyscy ją widzą, a
paru nauczycieli zagania z powrotem. Zmienia się, pędzi skrajem
lasu, narzucając sobie prędkość o jakiej nawet nie śniła. Wpada
z hukiem, warkotem i błyskiem błękitnych ślepi do mieszkania
Petera. Znajduje tam jedynie tego, o którego jej chodziło.
Michaela.
– Zoey
zniknęła – wypluwa z siebie to zdanie z kaszlem i usiłuje
wyrównać oddech.
Michael,
dotychczas leżący na kanapie, podnosi się i patrzy na nią
uważnie.
– To
chyba dobrze. Trochę szkoda, że nie my ją zabiliśmy, ale...
– Ty
nie rozumiesz! – drze się Malia. – Stiles też zniknął!
Chłopak
zamiera w konsternacji, a wściekła dziewczyna uderza w filar na
środku pomieszczenia. Gardło ją drapie od tego jednego zdania. I
prawdopodobnie od biegu.
– Oboje
zniknęli? – pyta Michael, gdy jego kontakt z rzeczywistością się
polepszył.
Malia
kiwa głową i pada na kanapę obok niego. Dociera do niej ogrom
uczuć, tak nieznanych i obcych. Gdy była kojotem, wszystko było
prostsze. Zabij, by przeżyć. A tu? Wszędzie są jakieś moralne
dylematy, tajemnice, uczucia innych... Życie zwierzęcia jest
proste. A teraz zalewa ją fala ciepłych i okrutnych uczuć, z
którymi nie wie, co zrobić. Tęsknota za Stilesem, nienawiść do
Zoey, dezorientacja, samotność, dziewczyna czuje się przegrana.
Całe życie nic jej nie wychodzi.
Nie
mija chwila, a mimowolnie przytula się do Michaela, chowając głowę
w jego pierś. Chłopak nieruchomieje, a Malia jedynie bardziej go
ściska, czując napływające do oczu łzy.
– Ej,
co ty robisz? – odzywa się Michael, głosem nieco drżącym.
Malia
podnosi głowę i patrzy na niego zza szklistych oczu. Nie do końca
wie, co nią kieruje, ale usiłuje dosięgnąć go ustami.
Michael
odpycha ją z taką siłą, że młoda kojotołak zostaje rzucona na
przeciwległą ścianę. Leży nieruchoma na ziemi, nie rozumiejąc
kompletnie, co właśnie zaszło.
Po
chwili ciszy Malia podnosi się powoli i unosi wzrok na chłopaka.
Jej tęczówki są błękitne. Lecz Michael tego nie zauważa. Krąży
po pokoju ze zmarszczonym czołem.
Malia
powoli wysuwa pazury, czai się, by skoczyć. Nagle, jakby ją
przejrzał, bo zerka na nią i wzdycha.
– Przestań!
– syczy Michael. – Nie zachowuj się tak, jakbym cię rzucił.
– Właściwie
to właśnie to zrobiłeś. – Malia bardzo stara się, by jej głos
nie był pomrukiem.
– Przestań!
– syczy ponownie chłopak. Zatrzymuje wzrok na jej szczupłej
postaci, jakby chciał ją zeskanować. – Nie możesz.
– Niby
czego nie mogę?! – warczy. Nie umie jednak nad sobą panować.
Michael
wzdycha i pada na kanapę.
– Dobra,
wygrałaś. Lepiej, byś teraz wiedziała, a nie potem...
Dziewczyna
skulona w kącie marszczy czoło.
– Nie
możesz tego robić, bo jestem twoim bratem. – To zdanie ulatuje z
ust Michaela ot tak. Malia wytrzeszcza oczy i siada na ziemi, nie
mogąc dłużej kucać.
– Czym
jesteś?
– Twoim
bratem – powtarza chłopak. – Nie zdziwiło cię skąd Peter mnie
wytrzasnął? Jestem jego synem. – Wzrusza ramionami, jakby to
niewiele znaczyło.
– A
kto jest twoją matką? – pyta Malia, mając drobną nadzieję, że
i o Pustynnym Wilku Michael coś wie.
– Inna
kobieta. – Uśmiecha się przepraszająco. – Ale nadal chcę ci
pomóc. Zabić Zoey. Odzyskać Stilesa...
– Czemu
chcesz zabić Zoey? – Malia nigdy się nad tym nie zastanawiała.
Ona chciała jej zguby, bo była zazdrosna. Zoey odbierała jej
przyjaciół, Stilesa... Ale Michael? Czemu on chciał ją zabić?
Ale
chłopak milczy i jedynie kręci głową.
Malia
ma obawy. Pierwsze, co przychodzi jej do głowy to, że Zoey
rozkochała kiedyś w sobie Michaela, jakby została stworzona do
zniszczenia wszystkich jej bliskich.
O
dziwo, szybko przywykła do myśli, że Michael to jej brat.
Właściwie to on i Peter byli ostatnio jej jedynym towarzystwem.
***
Jęczę
cicho, gdy dociera do mnie przerażający ból głowy. Marszczę
czoło i sięgam dłonią do bolącego miejsca.
– Żyjesz?
– Z lewej dobiega mnie głos Stilesa. Otwieram gwałtownie oczy i
rozglądam się.
Znajduję
się w jakimś dole. Po prostu w dole, głębokim na jakieś pięć
metrów. Nie za bardzo rozumiem, kto wpadł na tak idiotyczny sposób
uwięzienia mnie, skoro mam... Zaraz. Tu jest Stiles. Patrzy na mnie
zaniepokojony z drugiego końca dołu. Z jego ust ulatuje mgiełka.
Co się dziwić, już najwyższy czas na zimę.
– Żyję
– odpowiadam po chwili. Stiles kiwa głową i obejmuje się
ramionami. Pewnie jest zimno, choć ja tego nie czuję. Zawsze czuję
jedynie ciepło. Patrzę ze smutkiem na chłopaka.
– Co
my tu robimy? – pyta, na co wzruszam ramionami. Gdy próbuję sobie
przypomnieć głowa boli mnie coraz bardziej. Zerkam w górę. Gołe,
szare niebo, parę gałęzi niemal pozbawionych liści.
– Ktoś
nas porwał? – odpowiadam niezbyt inteligentnie. Stiles nie odzywa
się. Pewnie nie wie. Pociera dłońmi o ramiona. – Zimno ci?
Chłopak
ponownie podnosi na mnie spojrzenie brązowych tęczówek. Na pewno
mu zimno. Mogłabym... Ach, nie.
Ale
mogę coś innego.
– Chodź.
– Wyciągam do niego ręce, jednocześnie rumieniąc się. To
głupie. To naprawdę bardzo głupie. Stiles patrzy na mnie, unosząc
brwi. – Nie pozwolę ci umrzeć z zimna – mruczę i opuszczam
ręce. W zamian za to siadam blisko, a chłopak wydaje z siebie
zduszony okrzyk.
– Jakaś
ty ciepła!
Uśmiecham
się lekko, choć czuję do siebie wstręt. Nie jestem czymś, czego
powinno się dotykać. Ale jeśli to go uratuje...
– Zoey?
– Słyszę po chwili tej dziwnej sytuacji. Zerkam na Stilesa. –
Twoje oczy są zielone.
Gwałtownie
je zamykam, usiłuję uspokoić oddech i bicie serca. Jednocześnie
odsuwam się od Stilinskiego.
– Hej,
to nic – mówi, dotykając mojego ramienia. Wzdrygam się. – Nie
jesteś niczym potwornym, Zoey. Nie możesz być.
Nie
masz pojęcia.
Otwieram
oczy, choć wiem, jak wyglądają. Jak żmii, bestii, pragnącej cię
zabić, zatopić w tobie zęby.
– Ale
jestem – uśmiecham się sztucznie, ale wychodzi mi grymas.
Stiles
patrzy w moje oczy. Patrzy właściwie w oczy samej śmierci.
Zabijałam. Uciekałam. Już dawno przestałam być człowiekiem.
– Nieważne
kim jesteś. Nie zmienisz tego. – Chwyta moją dłoń. Drżę
lekko, ale to wina ogromnej różnicy temperatur między nami. Jemu
jest zimno. Mogę nas wydostać, ale się boję. Boję.
Nagle
Stiles uśmiecha się.
– Twoje
oczy znów są srebrne.
***
Drzwi
komisariatu policji Beacon Hills otwierają się z niemałym hukiem.
Niska, rudowłosa dziewczyna sprężystym krokiem stóp odzianych w
brązowe botki, wchodzi, bez pukania, do gabinetu szeryfa. Lydia
odgarnia włosy na plecy i dużymi zielonymi oczami patrzy na szefa
policji.
– Coś
wiadomo?
Stilinski
senior kręci głową przecząco, po czym wpisuje coś do komputera i
znów zerka na Lydię. Ta usadawia się na kanapie i opiera głowę
na dłoni.
– Dlaczego
zawsze on znika? – pyta retorycznie szeryf. – Dlaczego Stiles?
Nie czujesz czegoś? – Zerka z nadzieją na nastolatkę, na co ta
wzdycha.
– Lepiej,
że nie czuję. To znaczy, że i on, i Zoey żyją.
Szeryf
marszczy czoło.
– Zaginął
ktoś jeszcze?
Lydia
kiwa głową.
– Zoey
Dust.
W
mglistych wspomnieniach szeryfa czai się jego siostrzenica z powagą
wymalowaną w brązowych oczach. Iris każe mu uważać na nią. Na
Zoey.
– A
ona też jest jak Scott? – pyta powoli szeryf.
Lydia
ponownie kiwa głową, zerkając przy tym na swój telefon.
– Nie
wiemy czym konkretnie, ale prawdopodobnie jest zmiennokształtna. Ma
gadzie oczy i zielone łuski.
Niewiele
to mówiło ojcowi Stilesa. Wiedział jedynie, że przez
nadnaturalnych przyjaciół jego syn jest wiecznie w
niebezpieczeństwie.
Wtem
do gabinetu zagląda Jordan Parrish. Szeryfowi żal ściska serce,
gdy patrzy na chłopaka. Biedak również należy do tego
ponadprzeciętnego światka i niemal przez to zginął. Lydia również
zauważa młodego policjanta. Uśmiecha się lekko i odzywa się.
– Wciąż
szukam, Jordan.
Ten
jedynie kiwa głową, odkładając na biurko szefa pliki dokumentów.
Wychodząc, kładzie dłoń na ramieniu dziewczyny i zagląda jej
głęboko w oczy.
– Dziękuję,
Lydio.
***
Juliette
idzie korytarzem, a jej jasne włosy powiewały za nią, niczym
chorągiew. Mija tyle potencjalnych źródeł energii, tylu
nadnaturalnych... Ale zależy jej na jednym. Szuka go w tłumie.
Przepycha się między grupą chłopaków ubranych w stroje do
lacrosse i staje obok Liama i Masona. Przerywa im w rozmowie, ale nic
sobie z tego nie robi. Gdy zaszczycają ją spojrzeniem, uśmiecha
się słodko.
– Hej.
– Wzrok Liama jest nieco maślany. Jego przyjacielem blondynka nie
zawraca sobie głowy.
– Nie
chciałbyś się ze mną umówić? – pyta Juliette prosto z mostu,
spuszczając wzrok i udając nieśmiałą.
Zaskoczony
tą propozycją Liam mruga kilkukrotnie.
– Jasne,
że tak – oznajmia po chwili z szerokim uśmiechem.
– Świetnie!
– Uradowana Juliette klaszcze w dłonie, cmoka chłopaka w
policzek, po czym odchodzi. Ledwo skręca w inny korytarz, a już jej
nie ma. Rozpływa się w powietrzu.
_______________________________________
I jak Wam się podoba? Przepraszam, za tak długą nieobecność :(.
Zapraszam jeszcze na stronkę na facebooku (link jest gdzieś na stronie).
GENIALNE! ^^ Boski rozdział i blog.Nie masz za co przepraszać Misiek warto było czekać ;))
OdpowiedzUsuńAwww Zoey i Stiles <3
Czekam na nexta kochana ;*
Pozdrawiam xoxo /Anonimka
Kocham Juliette!
OdpowiedzUsuńGratuluję, zostałaś nominowana do Liebster Award :* Więcej informacji u mnie :*
OdpowiedzUsuńhttp://anotherworldaw.blogspot.com/p/liebster-award.html
Naprawdę mi się podoba twoje opo! Ciekawe co będzie dalej. Pisz szybciej bo nie mogę się doczec!
OdpowiedzUsuń