niedziela, 31 maja 2015

15. Psycho

     Isaac szedł spokojnie wzdłuż drogi, choć słońce było już dawno za horyzontem. Z dłońmi wciśniętymi w kieszenie po prostu spacerował. Lekki wiatr poruszał leniwie jego jasnymi kosmykami. Lahey potrzebował powietrza, odpoczynku. Wszyscy głowili się nad sprawami życia i śmierci, a jego to zwyczajnie przygniotło. Jego nos łaskotał zapach lasu i spalin, podróż blisko drogi nie była chyba genialnym pomysłem. Odetchnął głęboko, po czym pogrążył się w rozmyślaniach.
      Po półgodzinie zmęczył się myśleniem i postanowił pobiegać po lesie. Zerwał się do biegu, co sprawiło, że przez długi czas czuł się niezwykle wolny. Biegł w ludzkiej postaci, nie potrzebował w tej chwili pazurów, ani kłów.
      Gdy był jakieś piętnaście mil od drogi usłyszał szelest dochodzący jakby z nieba. Nie przejął się tym zbytnio, myśląc o sowach czy czymś podobnym. Po paru minutach poczuł na twarzy coś miękkiego i łaskoczącego. Zmarszczył czoło, sięgnął po to dłonią, po czym ze zdumieniem stwierdził, że to pióra. Małe brązowe piórka. To jedynie utwierdziło go w przekonaniu, iż ma do czynienia z nocnym podniebnym łowcą.
      Wzruszył ramionami, kontynuując bieg. Ledwo zdążył się rozluźnić, jak usłyszał chichot. Dziewczęcy, wysoki śmiech. Teraz już naprawdę czuł się nieswojo. Zatrzymał się i rozejrzał. Las spowijał mrok, nawet księżyc nie świecił.
      – Szukasz kogoś, obrzydliwa kreaturo? – Rozległo się za nim.
      A potem czuł już tylko ból, strach i rozrywane części ciała powoli, ostrożnie, by zadać jak najwięcej cierpienia.
***
     Następnego ranka Zoey jak gdyby nigdy nic wkroczyła do szkoły. Miała wrażenie, że wszyscy wkoło patrzą na nią, że wiedzą, co się działo ostatnio. I to nawet nie chodzi o porwanie czy atak tego czegoś w nocy (swoją drogą, trzeba o to spytać Keirę), ale o rozmowy jej i Stilesa. Zbliżyła się do niego! Na samą myśl jej serduszko biło szybciej i czuła się odrobinę bardziej ludzka. Dawno temu, jeszcze przed przemianą, ucieczką, rozmyślała nad tym, dlaczego właściwie obdarzyła uczuciem tego niezdarnego i głupkowatego dzieciaka. Doszła do wniosku, że mimo wszystko był uroczy oraz inteligentny, to ją chyba pociągało. Zresztą, teraz to już nieistotne.
     Poprawiła pasek plecaka i szła dalej. Czarne loki pozostawiła rozrzucone swobodnie na ramionach, twarzy nie poprawiała żadnym kosmetykiem. Czuła się bardzo lekka, zakochana. Właściwie była. Była zakochana. Uśmiechnęła się na samą myśl.
     Przyspieszyła kroku, gdy na horyzoncie rozpoznała jasną głowę Chloe. Było jej nieco głupio, że nie odezwała się wcześniej. Wiedziała, że przyjaciele martwią się o nią, dlatego jej entuzjazm nieco opadł, gdy już stała obok przyjaciółki, Atticusa oraz towarzyszących im Liama i Juliette.
     – Zoey?! – Chloe wytrzeszczyła oczy i rzuciła się przyjaciółce na szyję. Ta objęła ją ze śmiechem, ale po chwili jęknęła, bowiem blondynka sprzedała jej kuksańca w ramię. – Nigdy więcej tak nie znikaj! – warknęła, mrużąc oczy. – Inaczej zaszczuję cię gałązkami Atty'ego!
     – Czyli mam się bać? – upewniła się Dust, zerkając na Atticusa. Ten jedynie uśmiechnął się i mrugnął do przyjaciółki. Nie mogła oderwać wzroku od jego soczyście zielonych tęczówek.
     – Powinnaś – odparł, po chwili. – Jak tam wypad na romantyczny weekend ze Stilesem?
     Zoey oblała się rumieńcem. Kątem oka zauważyła, że Liam przygląda się jej nieco dziwnie. Czy on...? Nie, nie mogli mu powiedzieć... Natychmiast obrzuciła Atticusa pytającym spojrzeniem, na co ten wzruszył ramionami. No nie!
     – Miło cię widzieć, Zoey. – Uśmiechnęła się Juliette. Dust wcześniej widywała ją jedynie na korytarzu, chyba nigdy nie zamieniła z nią słowa.
     Odwzajemniła gest i przywitała się jeszcze z Liamem.
     – W czym wam przerwałam? – zapytała, zerkając po ich twarzach. Chloe wciąż była lekko naburmuszona, co zdradzały jej ściągnięte brwi.
     – Juliette opowiadała o innych rasach, jakie spotkała w swoim życiu – poinformował ją Liam, którego wzrok stawał się rozmarzony za każdym razem, jak zerkał na śliczną jasnowłosą dziewczynę.
     – Tak – przytaknęła z uśmiechem Juliette. Zoey wywnioskowała, że dziewczyna przyznała się właśnie do bycia nadnaturalną. – Słyszeliście o czymś takim jak Cogitara?
     Zgromadzeni pokręcili głową. Chloe nieco się rozchmurzyła, temat ewidentnie ją zaciekawił. Juliette, promienna z powodu uwagi, kontynuowała.
     – To niemal zwyczajni ludzie, z tym że potrafią przesuwać przedmioty siłą woli. Ich nazwa wzięła się od łacińskiego cogito, czyli myśleć, wyobrażać sobie.
     – Telekineza – mruknął Atticus i zagwizdał. Juliette pokiwała głową z entuzjazmem.
     – Mogą być bardzo potężne, tylko muszą ćwiczyć. Nie to, co zmiennokształtni...
     Szkołę wypełnił donośny dźwięk dzwonka. Przyjaciele popatrzyli się na siebie i każde ruszyło na swoje lekcje.
***
     W czasie przerwy wszyscy rzucili się do szafek, byleby tylko zdążyć zajrzeć do podręczników. Wtem Scott poczuł coś dziwnego. Nie umiał dokładnie określić tego zapachu, ale był niepokojący. Rozejrzał się chcąc zidentyfikować smród przypominający trochę zgniliznę. Jedyne, co dostrzegł to pochylającego się Atticusa. Trzymał się za głowę, a twarz przyodział mu grymas.
     – Atty, co jest? – spytała zaniepokojona Chloe.
     Chłopak pokręcił głową.
     – Coś się zbliża... Coś niedobrego.
     Drzwi szkoły się otworzyły. Zarówno Scott, jak i Atticus wpatrywali się w nie z wyczekiwaniem.
Do budynku weszła para. Wyglądali jak rodzeństwo – ciemna karnacja, kręcone, niemal czarne włosy, duże ciemne oczy. Dziewczyna szła pierwsza, dumnie, sprężyście z lekkim uśmiechem. Chłopak nieco w tle, jakby obstawiając tyły.
     Scott i Atticus popatrzeli po sobie.
     – Kto to jest? – odezwała się Chloe. Chłopcy wzruszyli ramionami, myśląc, że dziewczynie chodzi o dziwne rodzeństwo, ale ona wskazywała na niską, o błękitnych włosach i urodzie japonki dziewczynę. Scott zerknął i zamarł. Wyglądała niemal jak Kira, tylko miała te niebieskie włosy. Mrugnęła do niego, gdy gapił się na nią z otwartymi ustami.
     – Yumiko – rzuciła, mijając ich.
***
      Salę gimnastyczną wypełniał gwar. Setki podekscytowanych głosów, nie tylko z okolicy. Pośrodku, na drewnianym parkiecie stał długi stół komisji, a przed nim w czterech rzędach ławki dla każdego uczestnika konkursu. Evelyn Strikes stała pod ścianą i nerwowo ściskała palce. Jej długie brązowe włosy upięła w wysokiego kucyka, by nie przeszkadzały w pisaniu, a jej wielkie zielone oczy lustrowały zgromadzonych, szukając ewentualnych przeciwników. Uczyła się do tego konkursu od pół roku, jest jej największą szansą, gdyby wygrała, miałaby możliwość studiów na najlepszych uczelniach w kraju.
      Uspokój się. Wdech, wydech. Przymknęła oczy, a otworzyła dopiero, gdy jej serce biło znacznie wolniej. I właśnie wtedy jej tęczówki spoczęły na widoku osoby, której zdecydowanie nie powinno tu być.
      Uczestnicy konkursu dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to wiecznie spięci, czyli ci, którzy uczą się do ostatniej chwili. Druga to spokojni, z reguły zbytnio przeceniający swoje zdolności. Jednak wzrok Evelyn spoczął na osobie, która wkroczyła do sali szeroko uśmiechnięta, rozluźniona i nieprzejmująca się niczym. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Ten szkolny żartowniś potrafił być bardzo inteligenty, czym stanowił dla niej zagrożenie.
      – Witaj, Atticus. – Uśmiechnęła się szeroko, gdy stanął obok i oślepił ją uśmiechem. Jego soczyście zielone oczy wydawały się nierealne. – Życzę ci powodzenia. – Wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
      – Tobie też, Evelyn. – Uścisnął ją mocno, po czym ruszył na swoje miejsce. Dziewczyna postąpiła podobnie, a konkurs zaczął się zaledwie parę minut potem.
***
     Scott uznał, że nie wysiedzi w szkole i już po trzeciej lekcji po prostu zerwał się. Zawędrował do nory Dereka, gdzie spotkał Iris. Dziewczyna zmierzyła go uważnym spojrzeniem, po czym wycofała się do innego pokoju, jednocześnie wołając Hale'a. Ten, wchodząc do pokoju, zerknął na McCalla z zaciętą miną.
     – Mamy problem – oznajmił.
     – Ażeby jeden – mruknął Scott.
     – W mieście jest upiór. – Derek nie owijał w bawełnę. – Zainteresowała się Liamem. Niepokoi mnie to.
     – Liam jest w niebezpieczeństwie?
     Hale pokiwał głową.
     – Podsłuchałem rozmowę Malii z Peterem. Widziała jak ta blondynka, Juliette, zaatakowała Michaela. Chciała wyssać jego energię, bo tak właśnie się żywi. Lecz nie atakuje silniejszych, więc ty i parę osób jesteście bezpieczni.
     – Wyssać energię? – powtórzył Scott, na co starszy wilkołak pokiwał głową. – Niedobrze...
***
     Evelyn słyszała własne bicie serca, gdy czytała pytanie sto piętnaste. Głowa już ją bolała, ale była w drugiej połowie testu, nie mogła się poddać. I właśnie wtedy zdarzyło się coś niezwykle dziwacznego. Przez duże okna hali sportowej do środka wpadło pięć ogromnych wilków. Wszystkie miały futro w odcieniach brązu. Warczały, przewracały ławki, gryzły. Ludzie rzucili się do ucieczki, tylko Evelyn siedziała i patrzyła na nie. Nie mogła uwierzyć w tę idiotyczną sytuację.
     Jeden wilk obrzucił ja spojrzeniem, wyszczerzył długie żółte kły, po czym rzucił się do ataku. Dziewczyna zdążyła zamknąć oczy i przygotować się na ból, który nie nadszedł. Po chwili otworzyła jedno oko i była święcie przekonana, że wciąż śpi. Atakujący wilk, podobnie jak połowa przedmiotów w sali, lewitował. Unosił się bezwładnie w powietrzu.
     Evelyn wypuściła z siebie głośno powietrze. Dobrze, teraz tylko to utrzymaj. Może to dziwne, ale działa.
     – Evelyn? – Usłyszała z prawej głos Atticusa. Chyba jako jedyny jeszcze się tu znajdował. Zerknęła na niego, co uwolniło zawieszone w powietrzu wilki. Rzuciła się do chłopaka biegiem i złapała go za ramię, by biegli razem.
     – Nieważne, uciekaj! – wrzasnęła mu do ucha, lecz nie było to konieczne. Wilki zniknęły tak samo szybko, jak wparowały do szkoły.
     – Nic nie rozumiem – mruknął Atticus między wdechami, usiłując się uspokoić. Evelyn zmierzyła go zdezorientowanym spojrzeniem.
     – Co ty nie powiesz.
***
     Na następnej przerwie Atty zaciągnął Evelyn do swoich przyjaciół i przedstawił ją.
     – Moi ukochani, oto Evelyn, telekinetyczka.
     Chloe pomachała jej ze smętnym uśmiechem, a Zoey jedynie obrzuciła spojrzeniem. Stała z nimi jedynie Lydia. Isaaca nie było od rana, a Scott uciekł. Liam był z Juliette. A Stiles... nie wiadomo.
     – Dobra. – Atticus wzruszył ramionami. – Nie rozumiem tylko, dlaczego wilkołaki Nyx po prostu wpadły, postraszyły nas i poszły sobie. Co to ma być?!
     – Ktoś był w moim pokoju – odezwała się Zoey. – W nocy. Dusił mnie, a potem widziałam wampirze oczy i ślady pazurów. Nie pytałam jeszcze Keiry o takie stworzenie, ale aż się boję.
     – A ja ukradłam Bestiariusz Chase'a. Choć tyle dobrego, że wiemy kim jest Parrish – dodała Lydia z uśmiechem. – Mamy feniksa.
     Evelyn wodziła spojrzeniem od jednego do drugiego, będąc jednocześnie coraz bardziej zdezorientowana, jak i szczęśliwa. Nie jest jedynym dziwolągiem!
     – I jeszcze mamy mroczne bliźnięta... Świetnie – mruknął Atticus, na co Chloe obrzuciła go czułym spojrzeniem.
     Wtem podbiegł do nich Stiles.
     – Mogę wam ukraść Zoey? – spytał.
     Atticus machnął ręką, ale cień uśmiechu przyozdobił jego twarz.
     – Porywaj ją zawsze i wszędzie.
     Dust spłonęła rumieńcem na ten komentarz, po czym odeszła parę kroków, co właściwie i tak nie miało znaczenia. Nie przy jej nadnaturalnych znajomych.
     – Wiem, że to nie najlepszy czas i miejsce, ale... – Stiles nie patrzył na nią, a na swoje buty. Był ewidentnie speszony, co zaniepokoiło Zoey. – Zerwałem z Malią. Zrozumiałem, że od zawsze byłem w tobie zakochany, Zoey. Odkąd przemykałaś w klubach dla fanów sci–fi, odkąd uśmiechałaś się, gdy przechodziłem, nawet pamiętam jak wyglądałaś na balu, gdy zaatakowano Lydię. – Teraz patrzył prosto w jej srebrne oczy. Widziała w nich to, co zawsze pragnęła zobaczyć. – I chyba dopiero ta noc w dole uświadomiła mi to...
     Zoey nie dała mu skończyć. Niesiona dziwną pewnością siebie, uniosła się na palcach i pocałowała go. Może i było to w środku szkoły, w samym sercu najbardziej pokręconej przygody ich życia, ale nie czuli w tym momencie niczego innego, prócz siebie.
     – Chyba rzygnę – mruknął Atticus.
     – Potrzebujemy nowego planu. Albo lepiej, kilku – oznajmiła Chloe, gdy ich nowa zakochana para przestała wymieniać się zarazkami.
     – Proponuję rozdzielić Gavina i Chase'a – wtrąciła się Lydia. – Ten chłopak nic nie zrobił, a im mniej łowców, tym lepiej. Chloe, pomożesz mi?
     – Zajmijcie się też nową mocą Evelyn – podsunął Atticus. – Dziewczyna może potrzebować mentorek.
     – Nie taką nową – mruknęła pod nosem sama zainteresowana, ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
     – Ja spróbuję się dowiedzieć, kto mnie zaatakował – powiedziała Zoey, chyba bardziej do siebie, niż do wszystkich.
     – Ktoś cię zaatakował? – Stiles zerknął na nią zdezorientowany. Ta machnęła ręką.
     – Czyli mamy już jakiś plan – zatwierdził zebranie Atty, po czym wszyscy wrócili na swoje lekcje.
***
     Derek stał przed małym drewnianym domkiem naprężając mięśnie. Już kiedyś zabił niewinną osobę, ale tym razem zrobi to celowo. I to winnej osobie. Nie zapukawszy wszedł do środka. Zdezorientowany Logan zerwał się z kanapy i sięgnął do krótkiego noża przy bucie, lecz wilkołak był szybszy. Doskoczył do łowcy i rozorał mu pazurami klatkę piersiową, po czym rzucił o ścianę. Potem poprawił, widząc, że chłopak jeszcze dycha, a gdy już się nie ruszał, Hale opuścił jego lokum, jak gdyby nic się nie stało. Jak psychopata.
     Ale nie był psychopatą. Zrobił to dla Iris. By nie musiała się bać.
***
     Nim w środku nocy Stiles poczuł spaleniznę, było już za późno.
     – Już jestem! – wysapała Zoey, stając obok Scotta. Z przerażeniem patrzyła na dom. Dom stojący w ogniu. Chloe i Atty mieli identyczne spojrzenie. Panowała beznadzieja.
     Pomarańczowe jęzory pochłaniały wszystko, co stanęło na ich drodze. Szybko przeistaczały każdą cząstkę domu Stilinskich w popiół i dym. Wszyscy zgromadzeni kaszleli i z przerażeniem patrzyli, jak ognień pochłania dom ich przyjaciela, prawdopodobnie wraz z nim. Szeryf trzymał się trochę z dala i krzyczał. Tak przeraźliwie, jak on, nie potrafiła krzyczeć żadna banshee. Zawodził wręcz, co jakiś czas usiłując wbiec do domu. Wtedy powstrzymywał go Scott. Nikt nie miał już nadziei, że Stiles żyje. Lydia płakała.
     – Musimy coś zrobić, Zoey – szepnęła Chloe do ucha przyjaciółki.
     – Co? Parrish jest za daleko, zresztą spójrz na szeryfa. Jest cały poparzony, a był tylko na parterze...
     – Zoey. – Przyjaciółka dała jej w twarz. – Idź tam! – syknęła, a w jej oczach widniała czysta złość.
     Zoey nie chciała. Nie chciała przyznać, że jej osoba może zrobić coś dobrego. Ale z drugiej strony tam był Stiles...
     Nadszedł czas, by odrzucić wszelki strach, nienawiść do własnego ciała. Nadeszła chwila, by przekleństwo obrócić w dar.
     Rzuciła się w stronę domu. Z zadziwiającą siłą odepchnęła Scotta i wpadła do środka.
     Czuła jak jęzory ognia liżą całe jej ciało, ale nie ból czy palenie. Po prostu ciepłe łaskotanie. Po szczątkach schodów wspięła się na piętro, przy okazji odczuwając jak całe jej ubranie znika i zmienia się w dym. Nie przejęła się tym zbytnio. Teraz liczył się tylko Stiles.
     Gdy dotarła przed drzwi jego pokoju, zauważyła, że są zamknięte. Kopnęła w nie z całej siły i weszła do środka. Wszystko było prawie nienaruszone. Ale Stilesa brak. Podeszła do szafy i otworzyła ją.
W środku znajdował się skulony chłopak. Dziewczyna z zadziwiającą lekkością podniosła go i zaczęła nieść na rękach. Zanim wkroczyła na korytarz pozwoliła swojej wewnętrznej wersji uwolnić się choć na chwilę i otuliła się ogromnymi, błoniastymi skrzydłami, chroniąc Stilesa przed ogniem. Czuła się nieco skrępowana, ale radość z wolności i myśli o całym i zdrowym chłopaku pokonała wszelkie wątpliwości.
     Scott myślał, że więcej nie zobaczy przyjaciela, a tu w drzwiach pojawiła się dziwna sylwetka, która potem okazała się być Zoey niosącą Stilesa. Dziewczyna była naga, cała w sadzy, natomiast Stilesowi nic się nie stało. McCall nie mógł przestać gapić się na Dust. Ta zostawiła Stilesa na trawie i minęła Scotta bez słowa.
     Nim zdążył cokolwiek powiedzieć Zoey została okryta kurtką Atticusa i wraz z przyjaciółmi błyskawicznie zniknęła w lesie. Chłopak mógłby za nimi pobiec, ale teraz liczył się Stiles.
______________________________________________
Hej!
Wybaczcie za tak długą nieobecność :(. Mam dziwne wrażenie, że pogubiłam się w akcji. Piszę coś i nawet nie wiem, skąd dana postać o tym wie... Czas ich pozabijać chyba XD.
Ach, nim zapomnę. Następny rozdział będzie pisany przez moją koleżankę w ramach wymiany rozdziałów. Ja jej piszę 26, ona mi 16.
Do zobaczenia!
A jeśli znaleźliście błąd lub postać wie nie wiadomo skąd, powiedzcie, błagam.
Pozdrawiam :)

1 komentarz:

  1. Nominowałam Ciebie i Twój blog do Liebster Blog Award :)
    http://if-you-die.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń